czwartek, 20 grudnia 2012

tytuł... sama nie wiem

Ech... no to od tych mniej przyjemnych rzeczy zacznę.
Kacper chory nadal - tzn kaszel dusi go, musi brać berodual w inhalacjach i już zaczyna odkrztuszać nareszcie.
Po antybiotyku niestety juz kolejny raz ma takie powikłania.
Dodatkowo Pulmicort i mucosolvan oczywiście.
No i nie chodzi do przedszkola, bo gdy tylko zaczyna szaleć za bardzo to atak kaszlu aż do wymiotów.
Płacz, bieganie i zmiany temperatury... to zaraz duszność.

Weronika znów miała napad bólu  - ale jeden dzień i przeszło... pewnie znów się przesunął ten kamyczek albo sama juz nie wiem... nie chce pić dużo, i z nią jest tak ze nie przetłumaczy jej. Jak nie stanę i nie pilnuję to sama z siebie nie napije się, chyba ze ma duże pragnienie.

Ja sama staram się sprzątać, zrobić cos na święta... tylko czuje się dość kiepsko. No dobra - czuję się fatalnie. Nie wiem co się dzieje - jestm bardzo słaba, nogi mnie nie chcą nosić... trzęsą się jak galareta gdy dłużej stoję. Płakać mi się chce, krzyczeć... tylko do diaska to nic nie zmieni.

Piję zioła - koszty są mniejsze niż antybiotyków... a te rozwaliły mi wątrobę z deka i nie mogę teraz łykać ich.
Dostałam namiar na siostrę Bożenę Pieróg z Białej Niżnej... spróbuję choć troszkę podkurować się, by przez zimę całkiem nie rozłożyć się.
Zobaczymy czy to coś da... kilka osób się tymi ziółkami leczyło i chwaliło. Nie wiem jak będzie ze mną. Muszę jeszcze coś na wzmocnienie sobie zaaplikować - kurczę bo jestem jak stareńka babcia... ja tak nie chcę żyć.
Może jakiś MIkołaj się zlituje i przyniesie mi coś?
Ciii - Mikołaj istnieje!

wtorek, 11 grudnia 2012

Sprzątamy?

Porządki świątecznie już pełną parą... pewnie każdy odkurza, wyciąga z zakamarków... 
Może znajdziecie coś, co nie jest Wam już potrzebne? 
Przeczytane książki, do których wracać nie będziecie... 
Nieudane prezenty schowane w kącie... 
Bibeloty, które już nie pasują bo zmieniliście wystrój na święta :) 
Oj możliwości jest bardzo dużo - pamiętajcie o mnie przy porządkach i nie tylko :)

Ja ostatnie dni w porządkach niestety mistrzynią nie jestem - bardzo boli życie i nie pomagają tabsy jakie mam pod ręką (tramal i jego odmiany wszelakie, ketonal) chyba czas na zmianę środka.
Naprawdę czuję się źle - wczoraj nie wiem czy ja prowadziłam wózek na zakupy czy bardziej on mnie prowadził, ale nie mogłam się go puścić bo... bym zaliczyła chyba leżenie na ziemi.
Pogoda to jedno, ale choroba też swoje zaczyna wyprawiać i  staje się nieujarzmiona.

Ja to ja - wiadomo, ze choroba taka a nie inna, ze ma taki przebieg...

Teraz martwie sie o Kacpra - bo po antybiotyku ma znów zaostzenie. Kaszel nad ranem męczący, duszący go budzi. Jak już wstanie tylko czasami pokasłuje - ale chyba bardziej wysiłkowo. 
Znów do przedszkola nie poszedł bo drugi dzień męczy ten kaszel - dzisiaj pediatra bo moze pozostało cos na oskrzelach po infekcji? Może tylko tradycyjnie po silnym antybiotyku zaostzrenie astmatczne?
Ale nie ja jestem lekarzem - ja tylko jestem mamą, która obserwuje swoje dziecię :)
Tylko ile mam go trzymac w domu? On praktycznie do przedszkola nie chodzi teraz bo ciągle chory jest.

Werka ma bardzo trudny okres - w piątek wizyta u lekarza nas czaeka i mam nadzieję, że zaradzi coś na to co się z nią dzieje.
Przyznaję, że czasami brakuje mi cierpliwości.
Nie wytrzymuję nerwowo... gdy kilkanaście razy mówię do niej a ona jakby w innym świecie. Za którymś razem pytam czemu dalej nie zrobiła o coprosiłam - ona na to "Ale o co chodzi?"
To jej pytanie jest ostatnio jakims przekleństwem. Nie wiem czy ma jakiś regres, czy blokuje się, zamuka w sobie... ale gdyby ktoś w tej chwili spojrzał to normalne, zdrowe dziecko, bawi się z bratem...
Ciężko mi to ogarnąć, i czasami samej ciężko zaakceptować do końca, że jest taka inna, tak cięzko za nią trafić... ech, gimnastyka umysłu.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Ała.....

No dokładnie - ostatnio to najczęściej wydawany okrzyk przeze mnie.
Pogoda się zmienia i albo śpię na siedząco, albo nie mogę spać... ale najgorsze są bóle stawowo-kostne.
Momentami daje popalić - dzisiaj jest to samo. Nie mogłam zasnąć bo bolało, a potem już się wybudziłam. JUż mam dość tej zimy, zimna... lodowatych stóp i rąk. No i tego bólu.

Kacper już powinien pójść do przedszkola ale kaszel z rana ma taki, ze się dusi. Tradycyjnie po antybiotyku ma zaostrzenie i muszę go troszkę podkurować.
Ja też już będe kończyła antybiotyk - suchy kaszel ale taki szczekający mam jak i mały.
Jeszcze małżonek mnie dzisiaj uziemmi... nie oddał mi dokumentów od samochodu a wczoraj nim jeździł. Miałam się zebrać w sobie i jechać po kolejną partię wiader - miałam telefon, że znów się uzbierało :)))
No niestety - jutro dopiero będę mogła jechać, ja nie ryzykuję spotkania panów Policjantów bez dokumentów. Nie jestem za bogata by na święta płacić mandaty.

Ech... lecę zrobić herbatkę z imbirem może... to mnie powinno rozgrzać.
Ale nie wiecie, czy przypadkiem imbir nie działa jakoś na stawy? Musze ten temat rozkminić, bo dziwna zbierzność sytuacji...

wtorek, 4 grudnia 2012

Ja też sie podzielę z kimś!

Nie wyrabiam, naprawdę juz nerwowo nie wytrzymuję.
Kacperek znów chory od piątku - tym razem ostre zapalenie migdałków (gardła). Gorączka do 40* momentalnie skoczyła i trzymała póki antybiotyk nie zadziałał. Syropki na zbicie kiepsko sobie radziły, okładałam dzieciaka, przemywałam... ale i tak krzyczał, że nie chce tych bananów.
Latające słonie, kolorowe żyrafy i małpy przynoszące banany... skąd my to znamy?
Antybiotyk zadziałał - dzisiaj jest lepiej... musiałam tylko iść po dodatkowe opakowanie bo brakłoby na 7 dni (tym bardziej, że zwrócił na początku).

U nas w piątek wieczorem była jakaś awaria i nie było prądu... chore dziecko a my przy świeczkach. Co gorsza... prądu nie mieliśmy ponad dobę - rany!!! Dzieciak chory, znudzony, płaczliwy... i nawet bajki nie mogłam włączyć bo i jak niby?
Najwięcej kłopotu nam sprawiła lodówka - wiadomo, że każdy ma jakieś zapasy w zamrażarce (gdy gotuję to staram się choć jedną porcję zamrozić na "ciężkie" dni, gdy nie mam siły czy czasu na stanie przy kuchni). Płakać mi się chciało gdy bezsilnie patrzyłam na to... w końcu "pożyczyliśmy" od sąsiada prąd by lodówkę schłodzić, bo nie zanosiło się by to szybko się skończyło.
Przyznaję, że przeholowałam z sprzątaniem - głupota moja, to fakt... W niedzielę prąd już był i całe szczęście!!!
Niestety ale ja juz nie miałam energii.
Około południa jak się położyłam, tak nie mogłam wstać... Nie miałam siły herbaty sobie zrobić, odgrzać obiadu... tylko słyszałam jak każdy trzaska lodówką, szukając czegoś jadalnego...
Dawno aż tak mnie nie zdołowało...
Potrzebowałam pomocy przy wyjściu z wanny, choć nie kąpałam się ani długo, ani w ciepłej wodzie... wtedy nie wiem jak bym się zebrała.
Niedziela nie należała do udanych dla mnie, tym bardziej że Kacpi juz lekko ozdrowiał i energia zaczęła mu wracać.
W poniedziałek Wera pojechała do szkoły, Kacpi ze mną siedział.. nie ruszałam się nigdzie bo najzwyczajniej nie miałam siły.
Dzisiaj odwiedzałam lekarza z zamiarem by zobaczył małego no i antybiotyk wypisał jeszcze, bo braknie... ale zażartowałam, że mnie rozkłada i chyba od niego złapałam. Już od rana gardło mnie bolało - no to od razu zajrzała do paszczy i wyszłam z receptą na antybiotyk, bo to samo co mały.
Jaki kochany syneczek - podzielił się z mamunią... Żeby mi przykro nie było :)

Jestem zmęczona, przemęczona... i chora. Czuję się czasami jakbym tylko narzekała i narzekała. Cholerka no... ja chcę żyć, tak normalnie. Kurde - marze by mnie wreszcie przestały bolec nogi, by ból dał mi normalnie odpocząć, by sztywność rano odpuściła... dużo tych życzeń.
Już nawet żartem rzuciłam, że zacznę prowadzić kalendarzyk kiedy Kacper jest chory, kiedy zdrowy... tak jak kalendarzyk menstruacyjny się prowadzi, czy jak...

Ktos ma jakieś pomysły co jeszcze by młody przestał chorować?
Jakieś propozycje - bym mogła się pozbyć tego dziadostwa co mnie zjada?
Co zrobić by mięśnie moje nie ginęły niemal w oczach?
A może jakiś sposób by nie bolały nogi tak wieczorem w szczególności?

AAAAAAAAA!!!!! Zacznę krzyczeć w końcu! Tylko co to pomoże?

poniedziałek, 26 listopada 2012

Sprzątanie na pomoc :)

Dzisiaj słonko nastraja dość radośnie - choć ja staram się go na razie unikać bo sprowadziło ból głowy w mega wymiarze.
Ale do rzeczy - te promyki sa energetyzujące, pobudzające do działania... i sama zaczynam po maleńku przygotowania do świąt!!!
Ponieważ moja sprawność jest ograniczona później nie dam rady wszystkiego zrobić tak szybko - posprzątać, ugotować, upiec ciasto... a pragnę by dla dzieci Święta były magicznym czasem - więc mama zblazowana, padnięta i co najmniej nerwowa nie jest niczym fajnym.

Może i Wy już zaczynacie przeglądy, porządki i segregację... a jeśli nie teraz to za kilka dni?
Jeśli się rozpędzicie to moze znajdziecie coś, co jest juz nie potrzebna... a mi mogłoby się przydać na aukcje allegro, z któych dochód zasili subkonto w fundacji?
Liczę na Waszą pomoc.
Książki, które już macie oczytane albo nie trafiły w Wasz gust... nawet ubrania, czy biżuteria, bibeloty... Takie przedmioty zwykłe, niezwykłe... :)
Jeśli coś trafi w Wasze ręce - pomyślcie o mnie proszę.

Nasze subkonto -moje i Weroniczki, potrzebuje mocnego ruszenia.
Pomożecie?

czwartek, 22 listopada 2012

Nefrolog...

Wczoraj Weronika miała wizytę u Nefrologa.
Pojechaliśmy do Łodzi do szpitala na ul Spornej. Przyjęła nas bardzo miła Pani doktor, która dokładnie wypytała o wszystko, cały wywiad rodzinny itd... przejrzała dokumentację jaką zawiozłam - najważniejsze były wypisy z października, kiedy Weronika trafiła z takim ostrym bólem.
Dla lekarza, który zajmuje się nerkami i wszystkim co z tym związane - wyniki jakie pokazałam, wywiad jednoznacznie przemawiają, że Weronika ma kamicę układu moczowego.
Choćby 4 wyniki z badania USG podczas tego pobytu, w atakach bólu - gdzie nastąpiło powiększenie nerki i narastało w czasie tak jak to jest przy klasycznym przypadku kamicy.
 To, że kamienia nie zobaczyli na usg - nie znaczy, że nie ma.

Kolejną sprawą na którą doktor zwróciła uwagę - PH moczu. Miałam różne wyniki badań, z różnych lat... czasami robione kontrolnie przy lekach, bez infekcji... Niestety tylko utwierdzały doktor w przekonaniu o tym, że Weronika wyhodowała sobie kamienie.
Gdy doszło do tego obrazu co moja córcia jada - jej ulubione rzeczy, które je często, co przeważa w diecie, czego jest mało... no to mamy: Mleko - podstawa diety (mleko z płatkami, serki, jogurty, kefir czasem, żółty ser i serki topione - nie ma dnia by nie było kilku elementów). Uwielbia czekoladę i kakao, orzechy i masło orzechowe. Mało mięsa a ostatnio wcale nie jada, owoce i warzywa pod przymusem - tylko czasami zrywy na jakieś surówki, czy jednorodny owoc króluje kilka dni.
Jeszcze najgorsze - mało płynów. Zmuszanie do picia i pilnowanie przed atakiem kolki było codziennością. Jej nigdy się nie chciało pić. Teraz musi polubić wodę Jan i nauczyć się by wlać w siebie minimum 2,5 litra (czym więcej to lepiej w jej przypadku).

Skierowanie na oddział już mamy, trzeba ocenić metabolizm, wszystkie funkcje nerek. Czy nic nie jest poza tym co się spodziewamy. W rodzinie jest troszkę obciążeń w tej kwestii więc trzeba wszystko sprawdzić.
No i potwierdzić czy te kamienie są na pewno szczawianowo-wapniowe (czy nie jest kłopot z kwasem moczowym czy czymś innym może... bo podobno różne cuda się zdarzają).

Teraz oswajam temat - poznaję zasady, czytam... częściowo możemy już wprowadzić w życie dietę, pilnować płynów... Ech, tylko jeszcze niech Wercia będzie bardziej uległa w tych sprawach, niech tak się nie stawia... wie o co chodzi, ale jest naprawdę uparta. To dziecko, które ma swoje kłopoty i niby rozumie - NIBY WIE, że gdy nie zastosuje sie do tego to będzie cierpiała, ALE...
Niestety cała odpowiedzialność i trud spoczywa na mnie.

Ja - no cóż. Moje samopoczucie spadło na łeb na szyję... Walczę na przemian z bezsennością, bólem mięśni i stawów, kręgosłup daje czadu, głowa pęka, płuca jakby były za małe i oczy. Te ostatnie coś gorzej funkcjonują - nawet przy zamglonej pogodzie jak dzisiaj gdy samochód mnie oślepi z przeciwka nie widzę. Gdy wejdę do jasnego pomieszczenia, gdy oglnie zmienia się natężenie światła jest dla mnie bardzo kłopotliwe, bo nie widzę. Zanim oczy odzyskają sprawność to mija coraz więcej czasu.
Jak tak myślę o tym teraz - to aż mi głupio. Bo chyba jestem takim odpowiednikiem "złomu" - auto w tym stanie to na szrot się oddaje, a człowiek... no cóż.


czwartek, 15 listopada 2012

Znów jakoś duszno się zrobiło...

Ech, czasami mam dość.
Jestem zmęczona chorowaniem.
Kłopoty z oddechem, duszność taka dziwna - która czasami przytyka i puszcza, nie pozwala w pełni nabrac powietrza, a nawet jak mocno i głęboko westchnę, brakuje mi powietrza.
Mam momentami zawroty głowy na tyle silne, że tracę równowagę a co gorszam jest mi niedobrze.
Ból nie odpuszcza - nogi moje kochane... jak bardzo chciałabym ich nie czuć w ten sposób.

Jednym słowem znów jesień daje mi po dupie. Zaraz zima dołoży swoje 3 grosze tak,. że wiosna mi dokopie...
Już opatulam się jak mogę, bo wiecznie mi zimno. Muszę kupic sobie kapcie jakieś cieplutkie bo św Mikołaj w tym roku do mnie raczej nie zastuka. Śmieją się ze mnie, że walonki mi się marzą :) wełniane "rajtuzy" jak po babci, skarpety robione na drutach itd... Mi marzy się jedynie ciepełko, a że krążenie mam bardzo słabe przez pozwężane znacznie tętnice i żyły od kolan w dół (ręce mają tylko w dłoniach taki kłopot) - to mam wiecznie lodowate, w kolorze granatowo-fioletowe albo marmurkowe nogi. Trudno mi się rozgrzać i poduszka elektryczna jest moim wielkim przyjacielem wieczorami.
Ech... trudno mi dzisiaj sie pozbierać.

środa, 14 listopada 2012

Środa...

Dzisiaj mam ciężki dzień - ostatnio wórciły bóle kolan i nóg tak ogólnie.
Kilka razy biodro mi się zblokowało dość mocno - ból nieprzyjemny niestety.
Wczoraj wieczorem znóe ratowałam się silnymi lekami uśmierzającymi ból, by móc zasnąć.
Niestety gdy zadziałały i zasnęłam... coś mnie wybudziło i do rana miałam tzw "pustą noc".
Słyszałam wszystko co się dzieje - każdy oddech dzieciaków, każde przekręcenie się z boku na bok...
Rano dopiero bym spała jak trzeba było wstać :/
Jestem zmęczona, ale położyć sie nie moge bo Kacpi w domu chory siedzi - jego trzeba pilnować nieustannie.
Ucieszyłam się z jednej dobrej wiadomości.
Doszła paczka do dziewczyny, która w różny sposób pomaga i wspiera mnie.
Upiekłam jej chleb domowy (ala baltonowski, słonecznikowy i cebulowy) i ciasto drożdżowe z kruszonką.
Chciałam sprawić choć odrobinę radości bo nie mam jak inaczej odwdzięczyć się za serducho.
Cieszę się, że moja produkcja dotarła i co najważniejsze smakuje odbiorcy :P

Załatwiłam jeszcze jedną sprawę - był mały błąd na podstronie Fundacji w opiskie choroby Werki.
Udało sie i już jest poprawione. Jeden wyraz przekręcony a zupełnie inne znaczenie.

Teraz muszę się sprężyć i zrobić jej ulotki, plakaty z apelem. Potem wziąść sie za zbieranie środków.
Chciałabym jej zapewnić terapię Integracji Sensorycznej, lepsza opieke psychologiczną, i wogóle...
Chciałabym, marzę by wysłać ja na turnus rehabilitacyjny dla dzieci z takimi zaburzeniami.
Ale to marzenia - bo choć mamy wspólne subkonta - połączone i może korzystać z pieniążków jakie ja zgromadziłam, to wpływy sa naprawdę niewystarczające.

dam sobie kilka dni na złapanie oddechu, nabranie wiatru w żagle jak to sie pięknie mówi...
Na dojście do siebie (byle nie było gorzej) - może wtedy natchnie mnie i wymyślę coś, znajde jakis sposób by zdobyć środki na terapię itd... Bardzo ciężko mi z tym wszystkim, tym bardziej że Wercia ma naprawdę trudny okres.
Ciężko do niej dotrzeć. Ma swoje dni jak to nazywam - jakby żyła w innym świecie. Wtedy jakbym mówiła obok, nie do niej... nie rozumie, nie umie zrozumieć wielu rzeczy. Powtarzam kilka, kilkanaście razy i czasami tracę cierpliwość (tu znów jestem zła na siebie, ale niejestem ze stali i czasami sama potrzebuje odpoczynku i wytchnienia, a nie bardzo mam jak).

Taki ten wpis dzisiaj trochę smutny, narzekający... ale i pogoda za oknem przygnębiająca.
Będzie lepiej, wiem o tym... i już nie mogę sie doczekac tego momentu.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Dyplom z Koniczynki :)

Dzisiaj przyszło pocztą do Werci.
Już mamy nawet na piśmie potwierdzone, że mała jest podopieczną Fundacji.




1%

Kochani - w Fundacji jeszcze trwa księgowanie Waszych pieniążków z 1%.
Na obecną chwilę mamy już 3 362,70zł  za które bardzo, bardzo dziękuję.

Każda złotówka, każdy grosik jest dla mnie bardzo cenny.
Tym bardziej, że również Weroniczka potrzebuje wsparcia i pomocy.
Może nie uda się wysłać jej na turnus rehabilitacyjny, nie uda się z tego sfinansować na dłuższą metę terapii - ale nie ustaje w poszukiwaniach środków i chcę jej pomóc jak najwięcej.

Ja sama byle tylko utrzymać się w dobrej kondycji, byle bardziej nie podupadać na zdrowiu... by miec siłę walczyć o dzieciaki.

Jeszcze raz bardzo dziękuję - i już teraz proszę, pamiętajcie o NAS w tym roku przy rozliczeniach.
Razem z Weroniczką będziemy znów starać się uzbierać jak najwięcej, by w przyszłym roku jeszcze lepiej wspierać Weronię w rozwoju.

piątek, 9 listopada 2012

Kacperek znów chory...

Niestety nie nacieszyłam się zdrowym dzieckiem zbyt długo. W przedszkolu był całe 4 dni - dzis już nie poszedł, bo nad ranem obudził się z dusznościami.
Wstał do łazienki i mowił, że boli go pod szyją (poniżej szyi ale jakby wyżej niż mostek), Gardło obejrzałam i ok... tylko oddech krótki.
Położył się i ewidentnie brakowało mu powietrza. Podałam Berodual w inhalacji - nim skończył się płun w nebulizatorze mały już spał wymęczony. Już oddech był ok...
Rano wstał - nie chciał nic zjeść ani wypić ukochanego kakao. Po kilkunastu minutach jak sie rozruszał ni z gruszki, ni zpietruszki dzieciak rozpalony. Gorączka wyskoczyła nam powyżej 38*.
Dostał syrop na zbicie i zapisałam do pediatry bo weekend przed nami, obawiam się troszkę co będzie...

Wizyta już za nami.
Kacperek ma skurcz oskrzeli (jest teraz niewielki, ale berodual działa do 8 godzin więc pewnie był znacznie silniejszy). Może do alergii przyplątała się infekcja jakaś - rozwija się dopiero... albo to jak to u alergików...
Mamy leki, wziewy, inhalacje... no i zobaczymy co się będzie działo.

Ja nie moge powiedzieć, że mi astma odpuszcza - cholera (chciałoby sie ostrzej nawet rzecz nazwać) ale mam już dosyć. Wystarczy że się zdenerwuję, wiatr uderzy w twarz zimny (przytyka mnie dość nieciekawie) albo nawet wysiłek - jak troche dalszy dystans do przejścia i już dysze i sapię.
Małodemu zalega jeszcze cały czas jakaś wydzielina, gęsty śluz bo ciągle odchrząkuje, próbuje odkasłać, czasami aż charczy. Ja też mam takie uczucie własnie, jakby gdzieś coś mi stało cały czas... coś co cieżko odkrztusić, odchrząknąć...

Tera trzeba młodego doprowadzic do ładu :)
Nie wiem co jeszcze mogłabym mu dawać - juz nawet Imuno Glukan dostaje (prawie dwa miesiące za nami). Różnych rzeczy próbowaliśmy...

środa, 7 listopada 2012

padł dysk...

Wczorajszy dzień był pełen stresów różnego typu...
Ale od początku zacznę - bo nikt nic nie zrozumie :)
Przedwczoraj mój komp zaczął się dziwnie zachowywać zaraz po włączeniu. Coś zablokowało avasta, potem zapora (firewal czy jakoś tak - nie znam się bo ja to raczej o szydełkowaniu mam pojęcie - kwestie kompa to strefa męża)... Mądra chciałam coś z tym zrobić, ale zaczęłam mieć kłopoty z systemem. Nie startował prawidłowo, potem coś się zawiesiło... gdy doszło do odzyskania systemu z ostatniego prawidłowego punktu - lipa, potem chciałam zrobić jak kiedyś już misiałam - do jakiegoś dnia z przeszłości - tez nic... Gdy powierzyłam mężowi komputer to już działy się cuda wianki - spędził przy nim sporo czasu próbując ratować ale niestety w nocy poinformował mnie, że chyba padł dysk.
Więc szybkie szukanie faktury - bo nie pamiętałam jak stoję z gwarancją i znów wściekłość mega mnie ogarnęła - nie mogę znaleźć tak ważnego w tym momencie papierka. Udało mi się uzyskać duplikat - ale co z tego jak omsknęło się dosłownie kilka dni!!!
Trzeba mieć mega szczęście by komp tak padł kilka dni po upłynięciu gwarancji. Powinnam się czuć wyróżniona?
Prawo serii u mnie działa jak zawsze - nie tak dawno telefon mi zaszwankował - dotyk nie działał, ot tak sobie i już... Wymienili i na razie ok, teraz komp... i modlę się by to był koniec.
Gdy w serwisie zdiagnozowali - (szybka podróż po małego do przedszkola, potem jazda do Płocka... wpadłam do mamy - moja pierwsza teściowa, złota kobieta by napić się herbaty bo zimno, mokro... dzieci chciały do babci) już po niespełna półtorej godzinie miałam telefon co i jak. No i mój mąż miał rację - dysk jest uszkodzony.
Pan mi zaproponował dwa rozwiązania - mniejsza pojemność ale szybszy - albo większy ale wolniejszy... Ja miałam 320, ale nie wykorzystywałam nigdy go w pełni więc wzięłam ten mniejszy (250 ale szybszy) bo większy - 500 pojemności był wolniejszy a ja i tak nie przechowuje filmów w kompie w dużej ilości. Nie ukrywałam, ze i cena grała dużą rolę... tak samo jak i czas. Na inny dysk musiałabym poczekać około 5 dni roboczych - te miał pod ręką i jeszcze tego samego dnia mogłam odebrac kompa.
Ustaliłam wszystko, i czekanie na kolejny telefon gdy już wszystko będzie ok...
Ok 16 miałam do odbioru naprawionego kompa - nowy system zainstalowany, sterowniki, to co wydawało się potrzebne - tak by móc z niego korzystać. Został przetestowany, sprawdzony... i na moje życzenie przedmuchany :) Oj mniej się grzeje, odczuwam różnicę jak wypadło z niego kawałek kota :P
Śmieję się oczywiście :))) ale faktycznie zapasy kurzu miał.

Od wczoraj siedzę i odzyskuję ulubione ustawienia, adresy... tylko te cholerne hasła... ech...
Nie mam worda, exela... co wyszło dopiero gdy chciałam otworzyć jakiś dokument.
Po maleńku dojde do ładu... najważniejsze, że działa i że mam możliwość kontrolowania aukcji allegro (bo akurat się sprzedało kilka przedmiotów), sprawdzenia slada fundacji, załatwienia czegoś... czy nawet wyszukania jakiś informacji.

W takich momentach dostrzega człowiek z całą przejrzystością, jak bardzo istotny jest komputer w naszym życiu. Dla mnie jest swoistym okienkiem na świat - na wsi nie mam dostępu do takich możliwości, nie mam kontaktu z ludźmi az takiego. No i nie tylko kwestie rozrywkowe - ja ciągle staram się coś szukać, działać... by nasze saldo na subkonie w Fundacji nie stało w miejscu.

Kacper od poniedziałku znów chodzi do przedszkola - kaszel u niego jest ostatnio bardzo częsty, ale juz rozpoznaję różnicę między tym co jest a infekcją, gdzie potrzebny pediatra. Teraz wziewy, inhalacje i czasem cos do ssania by nawilżyc i złagodziś śluzówki - to powinno wystarczyć, byle nie złapał czegoś nowego.

Werka czasem sprawia, że nerwy mi puszczają... nie jest łatwym dzieckiem i potrafi tak podnieść adrenalinę, że szok. JUż rozważałam nawet czy nie trzeba powrócić do nauczania w domu (ma indywidualne na terenie szkoły, trzy dni w tygodniu)... tylko nie mogę odebrać jej kontaktu z rówieśnikami. Musi nauczyć się żyć w grupie, bronic się i działać wspólnie... Dostała się do chóru - z czego jest strasznie dumna. W poniedziałek akademia 11-listopadowa... oj już przeżywa strasznie :) Z jednej strony pozytywny stresik... takie emocje bo występ przed szkołą, z drugiej przeżywa bo ciężko nauczyć się tekstó piosenek (muszę jej chyba ściągnąć te pieśni, może wtedy łatwiej zapamięta jak będzie słuchała... ale jak ja zniosę słuchania "Ułani, ułani.... " przez tyle czasu? bo nie mam mp3 czy czegoś takiego, żeby słuchawki i tylko ona ma przyjemność :D

Ja niestety walczę z astmą - nie jest łatwo szczególnie jak mi adrenalinę tak podnoszą, a nerwowa jestem z deka. Pogoda wietrzna bardzo źle wpływa na moje samopoczucie - bolą nogi i stawy jak zawsze, wilgotno i zimno - więc ja jak sopelek lodu czasami mimo bliskości rozpalonego kominka. Nie czuję się komfortowo i pewnie dlatego zrobiłam się drażliwa ogólnie, ale to minie.
Zmniejszenie dawek leków wziewnych nie udało sie wpełni - alvesco zmniejszyłam, ale atrovent biorę nadal 3x3 a czasami dodatkowo jeszcze gdy czuję się kiepsko i musze używać dodatkowego inhalatora. Fostex bez zmian - 2x1 bo to silny lek i tego więcej nie można a działa 12 godzin.

Uciekam do swoich obowiązków - między gotowaniem, praniem i sprzątaniem ustawiam kompa dalej.
Dzieci już odebrane więc więcej nie wychodzę z domu, ciepła herbatka - jak skończę kawkę pić :D, kocyk przy kominku czeka... tylko niech ktoś posprząta za mnie bo mam leniwca :)

środa, 31 października 2012

...

http://dzieciom.pl/podopieczni/18646

To link do podstrony w Fundacji do subkonta Weroniki.
Dzisiaj oficjalnie pojawiła się już na stronie - więc podaję wszystkim zainteresowanym link by potwierdzić wczesniejszą informację.
Subkonto Werki jest puste (ma możliwość korzystania ze środków które ja zgromadziłam na swoim subkoncie, które teraz zostaną zaksięgowane z 1%... ).
Sama wpłacę na jej subkonto przysłowiową złotówkę by zrobić dobry początek dla mojej małej córeńki.
Ktoś chętny by przyłączyć się?


POjawił się błąd ale wyjaśnie to pewnie dopiero w poniedziałek (spróbuję dodzwonić się w piątek do Fundacji i to wyjaśnić - ale jeden wyraz inaczej i już zupełnie inaczej brzmi ta jednostka chorobowa)

wtorek, 23 października 2012

Nie chcę do szpitala!!!

Już pisałam, że mnie rozłożyło.
Zastrzyk jaki dostałam na ogotowiu w niedzielę, pozwolił mi przespac noc... ale rano znów duszności sie nasilały.
Pojechałam do przychodni, dostałam skierowanie do szpitala - ale strasznie stawiałam opór więc doktor na cito umówiła mnie do pulmonologa.
O 15 juz siedziałam pod gabinetem u doktor, dzieciaki w sdamochodzie na dole bo nie chciałam brać do przychodni by czegoś nie złapały.
Znów kolejna porcja leków - zwiększone dawki wziewnych i to znacznie.
Atrovent N mam teraz 3xdziennie po 4 dawki,
Alvesco 2x2 dawki
Fostex 2x1
Montelucast - 1x1 tabl
Mucosolvan inhalacje
no i piekielna Euphyllin CR retard... dwa razy.
Niestety Euphyllin zawsze źle znoszę na początku - w3 nocy nie mogłam trafić do łazienki, nie mogłam odnaleźć się we własnym domu, takie zawroty głowy mam.
Koncentracja jeszcze bardziej spadła.
Dzisiaj chyba wezmę mniejsze dawki i stopniowo będę zwiększać, bo i antybiotyki zaczną działać i będzie lepiej, bo wziewów znacznie więcej.

Dawno się tak nie wystraszyłam jak w niedzielę, ta duszność napawa ogromnym lękiem.
Doktor wczoraj tłumaczyła mi - że to lęk jest zupełnie bezwarunkowy, tak jak bóle wieńcowe (przy zawale tak samo jest lęk nad którym sie nie panuje).
Ten lęk potęguje paradoksalnie duszność, więc jest to jak najbardziej stan zagrożenia życia.
Swojej astmy nie traktowałam w kategoriach aż tak poważnej choroby - jak widać organizm uczy nas pokory, a raczej wstrętna choroba. Kiedyś dla mnie była to tylko astma, a teraz zaczyna być aż ASTMA!
Zaostrzyła się mocno i daje popalić. Teraz już jej nie lekceważę, a nawet nie da się zignorować bo zaraz pokazuje pazur.





niedziela, 21 października 2012

Niedziela... nie taka spokojna i leniwa.

W sumie to zapowiadała się bardzo spokojnie i bez jakiś ekscesów.
Od rana przyjechała rodzinka na grzyby - było bardzo miło i symatycznie.
Poszli do lasy, ja zostałam z dzieciakami, zrobiłam obiad by towarzystwo po powrocie miało co zjeść.
Może ostatnio jestem słabsza i robię wszystko powolnie, ale od środy jestem chyba przeziębiona.
Niby zaczęło się lekko - jakieś łamanie w kościach, drapanie w gardle ale Wera w szpitalu to nie mogłam poleżeć.Chyba troszkę się doprawiłam - bo katar wczoraj lał się z nosa tragicznie (w pewnym momencie nie nadążałam oczyszczać nosa, bo trzymałam chusteczki pod nosem i samo jak z kraniku jakiegoś leciało).
Dołożyłam sobie leki od alergii, sudafed i w sumie to nie wiem czy sudafed czy Xyzal mi pomógł, bo po dwóch godzinach oddychałam normalnie.
W nocy kaszel dołączył - drażniący taki i z "klaty" czyli poszło na oskrzela, co mnie przy tej astmie nie dziwi.
Od pokasływania już bolało mnie w krtani, klatce piersiowej az piekło ale to nie było kłopotem takim wielkim samo w sobie. Od rana musiałam 4 razy zażyć inhalator jaki mam w razie duszności, dlatego gdy znów nie mogłam oddychać normalnie, męczyłam się mówiąc nawet, ciężko było mi się ubrać... zaliczyłam pogotowie.
Dostałam zastrzyk z żyłę (Hydrokortyzon), recepty na leki - antybiotyk plus kropelki do ucha, które juz zaczęło boleć ostro, Ketonal od bólu - pomógł całe szczęście.
Po zastrzyku dość długo czułam się oszołomiona i ospała, ale nareszcie moge oddychać bez gwizdania.
Dawno tak się nie wystraszyłam szczerze powiedziawszy.
Mam antybiotyk (bo i ucho stan zapalny i oskrzela) ale muszę szybko moją doktor pulmonolog odwiedzić.
Już przed tą infekcja czułam sie gorzej - ale jak zawsze brak czasu i tłumaczenie, że stres, że brak wystarczającego odpoczynku i ciągłe podróże do Weroniki albo z nią... ale jednak chyba trzeba zmienić coś w tym zestawie.
Alvesco 2x2 dawki teraz
Atrovent N 3x1 dawka
Fostex 2x1
Moncasta 1 tabl
Erdomed przy infekcji, inhalacje z soli fizjologicznej ile tylko się da i jest czas.
Wcześniej już miałam Pulmoterol, SteriNeb do nebulizacji, coś jeszcze w inhalatorze  tylko nazwa uciekła.
W poprzednim etapie - przed dłuższą przerwą miałam Serevent dysk, Flixotide fdysc, Oxis, Ventolin - ta leki pamiętam ale pojawiło się również kilka, które miałam krótko bo nie było znaczącego efektu. Niestety leczenie sterydami doustnymi dało mi komfort pod względem astmy (wyciszyło ją pięknie, że nawet odstawienie wszystkich wziewów nie było problemem). Teraz nie chcę wracać do nich bo e3fekty uboczne, spadek odporności, wszystkie inne komplikacje jakie mam po przyjmowaniu sterydów napawają mnie ogreomnym lękiem. Póki jest szansa, są jeszcze jakieś leki które mogą zadziałać (działające miejscowo, wziewne itd... ) nie chcę łykac doustnych sterydów. Teraz jest więcej nowoczesnych leków niż kilka lat etmu, ale i moja choroba się trochę skomplikowała - nakładjaą się na siebie te schorzenia, dlatego nie jestem taka prosta w obsłudze :P
Nie będe gdybać i domysłó snuć co mi teraz bardziej dokucza - astma, osłabienie mięśni oddechowych się nasiliło czy jeszcze jakieś inne dziadostwo. Niech lekarze myślą - ja składam na dzisiaj broń i zamierzam odpoczywać... do rana :) Oby tylko ta noc była dla mnie łaskawa - przepana zdrowym, mocnym snem i rano wstać w pełni sił, pełną piersią łapac powietrze i korzystać z ostatnich tak ciepłych promieni słonka.



piątek, 19 października 2012

18646...

18646...
Cóż to za cyferki?
To jest numer subkonta Weroniki w Fundacji Dzieciom Zdążyć z Pomocą.
Dzisiaj otrzymałam taka informację - na stronie Fundacji zapewne pojawi sie ona z małym opóźnieniem. Teraz wszystko jest opóźnione, przelewy wszelkie są wstrzymane bo caly system mają przekierowany na księgowanie 1%. Nie ma przelewów wychodzących, nie księgują się wpłaty... nie mam odstępu do salda ani innych informacji.
Tak ma być do końca października podobno.
Gdy pojawi się już na stronie Weronia - wkleję link.
Dla mnie istotne jest to, że już wszelkie formalności zostały dopelnione, nic nie było do poprawki, że subkonto zostało założone... Już może mała korzystać z pieniążków - z tych co ja uzbierałam, a teraz juz razem będziemy walczyć o nasze złotóweczki na subkoncie...

Już wspominałam, że mała była w szpitalu.
Została wypisana i niby wszystko ok, tylko skierowanie do nefrologa bo powiększone kielichy nerkowe...
Ha ha ha - w CZD zapisałam ją na 23 lipca. Szukałam dalej by ta wizyta nie była za 10 miesięcy - w Łodzi na Spornej znalazłam na 21 listopada.
Jednak cały czas szukam poleconego, dobrego nefrologa dziecięcego by prywatnie ją skonsultować.

Mała w domu więcej się rusza, chodzi, nie leży w łóżku jak w szpitalu... pije więcej bo zmuszam i pilnuję.
No i już wczoraj wieczorem pojawił się ból - nie tak silny jak wcześniej ataki (no i podałam zaraz nospę i pyralginę) ale dokuczał jej dość dość, aż nudności miała (może od leków???) zbladła przy tym.
Martwię się, bo żeby to nie był początek jakiegoś innego kłopotu...
Oby jakaś błachostka tylko, a to powiększenie jakimś stanem zapalnym ktry już zszedł i nie widać w badaniach (CRP w normie).

Kacper po anginie a raczej antybiotyku znów kaszel na maxa rozhuśtany, duszności... Ale już wiem co i jak, radzimy sobie wziewami itd... za kilka dni dojdzie do siebie, podnosimy odporność.
Dostaje syropek - ImmunoGlucan bo tego jeszcze ie brał i może załapie?
Fakt, że trzeba podawać przynajmniej 3 miesiące a nie jest to takie tanie, ale jeśli ma pomóc...

Z radosnych nowin - dzisiaj odebrałam nakrętki ze szkoły w Lucieniu!!!
Kochane dzieciaki uzbierały naprawdę pokaźna ilość. Zapakowałam bagażnik, i tył samochodu...
Jest tego całkiem sporo jak na tak krótki czas - oby tak dalej!!!
Mam nadzieję, że się rozkręci i inne szkoły się tez aktywnie przyłączą do mojego zbierania.

Gdy tylko uda mi się wydostac worek z tylnego siedzenia - pasażer workowy się wpasował na całęgo i sama nie wyjmę - zrobię zdjęcie i się pochwalę :))))

środa, 10 października 2012

Nie mam już sił...

Naprawdę nie ma juz sił, wyczerpują się wszystkie rezerwy.
Wczoraj wieczorem Kacperek zaczął gorączkować - o tak ni zgruszki, ni z pietruszki przyszedł, że główka boli. Bardzo boli.... aż kazał sobie okłady robić, światło gasić, przyciszyć pościel (szeleściła za głośno??? ).
Gdy zmierzyłam gorączką - znów ponad 39*... Tradycyjnie wyciągnęłam syropy (paracetamol, ibuprofen na zmianę co 4 godz - znów zapasy trzeba uzupełnić bo na wyczerpaniu).
Podałam też soczek - choć nie chciał wypić, tylko samą zwykła herbatkę... letnią.
Noc ciężka - przebudzanie się co chwila, gorączka falami narastała, bóle itd...
Lekarz rano rozpoznał anginę więc wierzę, że czuł się źle.
Znów antybiotyk musi dostać, bo jak inaczej anginę wyleczyć?

Weroniczka wycięła lepszy numer - ok 21 zaczęło ją bardzo boleć w boku prawym.
Ból tak silny aż jej się słabo zrobiło.
Sprawdziłam na ile sama wiem - wydawało się, że nie wyrostek (nie to miejsce, inne trochę objawy) ale podejrzewałam kolkę nerkową (kamyczek?).
Podałam nospę forte, paracetamol w najwyższej dawce dla niej, no i nie przeszło.
Ból jest taki nachodzący falowo - jak łapie skurcz, ból to dosłownie ją ścina.
Pojechałam do lekarza z nimi z samego rana - wyrostek to nie jest (chirurg oglądał), wszystko wskazuje na nerkę. Dostała zastrzyk na miejscu - ketonal, papaweryna i coś jeszcze było... czekamu czy przejdzie.
Na razie minęła godzina, i boli!!!
Jeszcze troszkę mam poczekać... jak nie przejdzie to znów do lekarza i prawdopodobnie skierowanie do szpitala.
Jak ja się rozdwoję? Kacper chory z anginą musi siedzieć w domu, ona gdy wyląduje w szpitalu trzeba jechać... życie jest piękne jednym słowem :/

czwartek, 4 października 2012

Pierwsze koty za płoty...

No to już po pierwszej transakcji - nakrętki, które uzbierałam z Waszą pomocą pojechały do firmy na przemiał :)
Teraz pozostał pusty plac, który zamierzam oczywiście szybko zapełnić nowymi workami :))))

Niestety Wasza pomoc jest konieczna - sama nic nie zdziałam niestety.
Po pierwsze - samej strasznie trudno znaleźć mi miejsca gdzie będa zbierać (na maile nie odpowiadają ani szkoły, ani inne instytucje). Nie jestem az tak mobilna (samochód jest, ale mam ograniczenia czasowe jak i fizycznie nie dam rady dużo zdziałać, bo ostatnio całkiem mnie spina ból stawów).
Trzeba rozreklamować akcję, pomóc zbudować sieć punktów... Ja jestem jedna i czasami mam wrażenie, że porywam się z motyką na słońce.

Teraz troszkę o życiu - Kacper CHORY... taaa, rano pobudka kaszlem, oj biedny dusił się... więc tylko czekałam jak otowrzą przychodnie by jechac do pediatry... Do przedszkola chodził całe 4 dni, licząc piątek przed weekendem.
Nie ma stanu zapalnego na szczęście, ale świszczący oddech, skurcz oskrzeli znaczny... więc inhalacje z leków rozszerzających (Berodual+sól fizjologiczna) Pulmicort dalej zwiększony by nie dopuścić do rozwoju infekcji, Singulair wieczorem...

Weronika znów ma jazdy z żołądkiem - chyba stres szkolny... coś musi podświadomie nawet przeżywać, do tego objawy jelita drażliwego się pojawiły. Dostała leki troszke inne (silniejsze od żołądka i mamy wypróbować czy Tribux coś pomoże).

Ja jestem zmęczona - a to dopiero miesiąc szkoły, troszkę chorobowo... ale czasami nie wiem w co mam ręce włożyć. Życie... trzeba się ogarnąć jakoś i ustawić cały tydzień, by można było załatwic coś więcej niż "podstawę". Tylko, żeby zdrowia starczyło, żeby mniej bolało to w końcu się rozkręcę :)

poniedziałek, 1 października 2012

Szkoła w Rogotwórsku w tym roku również z nami :)

Mam potwierdzone, że Szkoła Podstawowa w Rogotwórsku również w tym roku zbiera nakrętki dla mnie.
Bardzo się cieszę - to druga szkoła, która oficjalnie potwierdziła swój udział w akcji.

No i mam dość ciekawą informację - zbieramy jak już wszyscy wiedzą:
- nakrętki
-płyty DVD, CD i opakowania od nich
Plastikowe pojemniczki itp...
- WIESZAKI plastikowe - dlatego staram się znaleźć kogoś w jakimś centrum handlowym, galerii bi tam jest tego najwięcej i sa wyrzucane. Takie jednorazowe, wyginają się we wszystkie strony pod własnym ciężarem... gdyby ktoś mógł mi pomóc w okolicy...

sobota, 22 września 2012

Nowa dostawa :))))

Wczoraj nareszcie udało się odebrać nakrętki z Warszawy, które czekały całe wakacje w tej szkole:

Zespół Szkół nr 60
ul. Sempołowskiej 4
Warszawa


Ciągle nam coś wypadało, tzn los krzyżował plany transportowe albo szkoła była zamknięta....
Najważniejsze, że się udało i nie straciłam kolejnej partii nakrętek - a wisiała już taka opcja nad tymi workami. Pan Grzegorz już miał naciski by uprzątnąć teren, bo zajmowały miejsce.

Sami zobaczcie czemu tak się cieszę, że się udało :)
Jeden z worków pękł przy stawianiu i od rana miałam troszkę zbierania i wygrzebywania z piasku, bo pieski biegające wolno nocą chyba szukały czegoś bo im pachniało...




czwartek, 20 września 2012

Pierwsza szkoła w tym roku!!!

No to mamy - pierwsza szkoła, która oficjalnie przyłączyła sie do akcji i zbiera nakrętki dla mnie:
Zespół Szkoły Podstawowej i Gimnazjum w Lucieniu - bardzo serdecznie dziękuję :)

Dzisiaj odebrałam partię kilku worków ze szkoły, już je przebrałam i przepakowałam. Na moje oko to jakieś 40 kg, a może nawet i więcej :) Nie mam wagi nawet takiej łazienkowej by to zważyć.

Zostawiłam w szkole plakaty, choć jak rozmawiałam jakiś czas temu z Panią Dyrektor to również zostawiałam... ale gdy będzie wisiał gdzieś na korytarzu w miejscu widocznym to łatwiej wpadnie w oko. W przedszkolu również podrzuciłam - przeciez maluchy nie są gorsze... a do tego noszą sporo picia do przedszkola, nie zawsze zabierają do domu butelki :)))
Może teraz uda się całkiem szybko uzbierać do tych dwóch ton, jakie muszę uzbierać b sprzedać.
PEŁNA MOBILIZACJA!

Czasami wydaje mi się, że mogłabym znacznie więcej zrobić, więcej zabiegać... o te nakrętki choćby, przypominac się ludzikom, żeby pamiętali... z drugiej strony w tym wszystkim co się dzieje wokół mnie to czasami nie mam na nic czasu. Weronia angażuje dość intensywnie :) teraz potrzebuje większego wsparcia i dużo wyczucia trzeba mieć w kontakcie z nią, bo miewa ciężkie dni - takie smutne, zrezygnowane, depresyjne... Chyba podświadomość daje znać że rok szkolny się zaczął - na zewnątrz niby wszystko ok, ale pewne symptomy pokazują jak duży stres przeżywa dziecko. Tym bardziej, że dla niej każda błachostka może być wielkim problemem... inne potrafi bagatelizować, choć powinna się przejąć...
Szkoda, ze w aptece cierpliwości czasami nie można kupić... albo gdzieś na wagę, czy w ogródku posiać...


środa, 19 września 2012

Zbieramy nakrętki i płyty CD, DVD...

Wczorajszy dzień był bardzo zaskakujący - zresztą ja czasami już tak mam... że rano całkiem spokojnie i zwyczajnie a potem lawina niespodzianek.
Od jakiegoś czasu szukałam firm które skupują nakrętki, po informacji że taka jedna... którą zresztą wybrałam gdy zaczynałam akcję, jest chyba nie do końca wypłacalna albo ma jakieś kłopoty.
Dlatego zaczęłam szukać intensywnie kogoś innego - zawsze trzeba mieć plan awaryjny przecież :)
Wysyłałam maile z zapytaniem - ale przecież oni odpisywać nie będą.... Dzwoniłam - ale często trudno się dodzwonić, albo oferują warunki kiepskie - np 40gr za kg nakrętek z odbiorem, to całkowita porażka jakaś.

Wczoraj zadzwonił telefon - Pan D. z jednej z firm recyklingowych... o jakież było moje zaskoczenie.
Pogadaliśmy sobie dość długo, konkretnie... no i mam.
Za 1 zł/kg to ja mogę sprzedać swoje zbiory.
Skupuje nakrętki, skrzynki, wiaderka, wiadra, inne plastiki byle były czyste.
No i jeszcze jedno - strasznie mnie cieszy... SKUPUJE PŁYTY CD, DVD i inne takie :).
Wszelkie płytki - z gazet, katalogów, programy komputerowe, bajki, filmy... nie ważna jakość, płyty uszkodzone, a nawet połamane... ja szukam plastiku a nie tego co na płycie :))))
Gdybyście mieli jakieś płyty - to również pudełka od nich bardzo chętnie przyjmę. To również plastik - muszę go porozdzielać co do jakości i materiały z jakiego są wykonane, ale to pikuś.

Ponieważ coraz więcej osób wspomina o puszkach aluminiowych - rozejrzałam się w temacie i sama zaczęłam je zbierać, czasami ktoś podrzuci. Gdyby komuś zawalały - pięknie się uśmiechnę.

Czyli nakrętki, wszelkie plastiki, płyty CD i DVD, oraz aluminium :)))


niedziela, 16 września 2012

Dostawa nakrętek :)

Wczoraj Monika - koleżanka z moich wczesnych lat szkolnych, z którą m=nie miałam okazji widzieć się tyle, tyle lat :) przywiozła mi nakrętki, które uzbierała z synkiem.
Wielkie dzięki dla Was - pamiętajcie, że nie ważne czy jest ich 10 szt czy 10 kg, bo kaźda nakrętka jest ważna dla mnie.
Nie chcę słyszeć od Was - te moje zbiory są takie mizerne przy tym co uzbierałaś. Tylko gdyby nie pojedyncze nakrętki to przecież nie byłoby nigdy tony.
Monia pamiętała o moim smyku - łobuzie strasznym, który wczoraj o dziwo dał popis ze swojej dobrej strony również. Pierwszy raz gdy miał gościa (- syn Moniki ma ponad 6 lat) bawił się ładnie, dzielił zabawkami, nie wyrywał, nie bił - tylko bawili się naprawdę ładnie... no może mój był bardzo aktywny, biegał robił dużo szumu... ale nie było łez.
Dostałam po Huberciku kilka ciuszków :) za co bardzo dziękujemy. Łobuz będzie miał do przedszkola, bo ma zdolności niszczycielskie.

Po za tym spędziłam przemiłe popołudnie mogąc porozmawiać z Moniką. Taka miła odmiana od codzienności.


Pokomplikowała się sprawa odbioru nakrętek z jednej ze szkół w Warszawie - jest ich sporo i kombinujemy, ale całe wakacje coś szło nie tak, a teraz gdy udało się załatwić auto na niedzielę - niestety nie jest możliwe bo w szkole nie ma nikogo kto mógłby wydać.
Nie wiem czy uda się załatwić jeszcze jakiś samochód - bo nawet gdyby je przewieźć w jakieś miejsce to potem do mnie jednak gołębie tego nie przeniosą. Kombinujemy... a raczej nieoceniona Gosia i Krzysztof. To oni jak zawsze transportują nakrętki do mnie.

Na ten rok załatwiam by szkoła w Lucieniu - szkoła moich dzieci, przyłączyła się do akcji. Oprócz tego inne gminne szkoły i chcę miasto włączyć (nie jest to takie łatwe niestety).
Jestem dobrej myśli co do Lucienia a może nawet jakaś inna dojdzie.
W każdym razie działam nieustannie, choć bardzo powoli... bo zdrowie nie daje mi wolnego - ból jest chyba tym najgorszym elementem. Siła mięśni słaba, zmiany pogody wpływają fatalnie na samopoczucie, odczuwanie bólu, koncentrację, siłę mięśni i ich wytrzymałość.
Staram się nie narzekać, sama siebie mobilizuję... ale wieczorem padam na twarz bez sił... a gdy7 przeforsuję zbytnio mięśnie to potem cała noc z głowy bo skurcze potwornie szarpią w spoczynku.
Boję się zimy troszkę... ale przecież nie pierwsza zima w moim życiu.



środa, 12 września 2012

Zapraszam..

Kochani chciałam Was zaprosić na bloga jednego Anioła - fantastyczna babka, która pomaga choruszkom jak tylko może. Z domu własnego zrobiła "bazę rzeczy potrzebnych" miejsce gdzie wszystko wędruje dalej, do dzieci czy rodzin w pilnej potrzebie.
Może ktoś będzie mógł się włączyć w pomaganie?
Krynia robi naprawdę kawał dobrej roboty!

http://pomagacnadewszystko.blogspot.com/

Pomożecie?

wtorek, 11 września 2012

Weterynarz, Laryngolog... dzień jak wiele...

Dzisiaj dzień zwariowany.
Od rana bunt czterolatka - bo juz chyba jakiś niepokój odnośnie wizyty u laryngologa, nie chciał iśc do przedszkola. Ja miałam sporo spraw do załatwienia takich urzędowo-biurowych - zostawiłam go w domu.

Zaczęłam od wizyty u weterynarza - kotek, którego Weronika uratowała gdy był maleńki, który jest pupilkiem ale chorowitkiem, co jest pozostałościa po kocim katarze w pierwszych miesiącach życia znów nam zachorował. Kilka dni temu znalazłam u niego kleszcza - a dostawał krople na te pajęczaki i jeszcze jest pod ochroną. Kleszcz wbił się tuz przy uchu (prawie już wewnątrz, teraz pozostała brzydka ranka, bardzo opuchnięta i brzydko gojąca się). Wczoraj jakby kaszel, trudności w połykaniu... dzisiaj już nie był w stanie zjeść normalnie karmy bo się dławił, co chwila krztusił się śliną jakby miał coś w przewodzie pokarmowym.
Sama psrawdzałam czy tam nic nie ma, ale nie zobaczyłam nic. Co dobre z tych oględzin - nie ma tez nadżerek w pyszczku itp... ale jest chory. Duże zmiany osłuchowe, obrzęk tchawicy i wymaga podania antybiotyków. Dwa zastrzyki dzisiaj, jutro lek w zawiesinie do pyszczka plus tabletki na 5 dni i obserwujemy, czy zadziała.
Ktoś mógłby powiedzieć, że wydaję na kota gdy sama nie mam na leki... ale to nie jest zwykły kot.
To jest KOT mojej Weroniki, co już zmienia jego wartość w naszym pojmowaniu.
Od małego był "przesrany" i Werka ma poczucie, że jest za niego odpowiedzialna bo uratowała mu życie.

Później zaliczyłam urzędy (zaświadczenia, papierki, ksero itd... czyli biurokracja pochłania masę czasu).
Dopełniłam resztę formalności, poprawiłam błędy jakie wyszły przy wysyłce dokumentacji do Fundacji zgłoszenia Weroniki -= teraz wszystko powinno być OK.
Napisałam i zostawiłam gdzie trzeba podanie o dożywianie w szkole dla Weroniki, bo mała chce chodzić z dziećmi na obiady a ja nie zawsze mam by wykupić jej posiłki w szkole. Mam też świadomość, że nie zawsze zje to co podaje stołówka ze względu na jej problemy żywieniowe (nie tylko wrzody ale i jadłowstręt, czy niechęć jedzenia mięsa). Jednak wśród dzieciaków może naprawdę będzie jadła?
Teraz na próbę wykupiłam na tydzień sama - wczoraj zjadła zupę i tylko zupę (była ogórkowa, parówka i pieczywo - bo to obiady jednodaniowe są, a jak zupy to z wkładką) ale i tak sukces bo jej smakowało :)
Mam też wiadomości ze stołówki, że zjadła jak mówiła - samą zupkę, choć nie była pozytywnie nastawiona póki nie zaczęła jeść :P Panie pilnowały :)

Wracając do reszty spraw - wnioski o rodzinne i inne świadczenia złożone. Więc teraz to mam z głowy.

No dobra - załatwione papiery, kot na lekach zostawiony w domu, nakarmiony rozrzedzonym pokarmem :)
Dzieciaki znów zapakowane do samochodu i od nowa w drogę.
Laryngolog - wizyta po niemal 4 miesiącach, ale jest.
Czekałam na tą wizytę licząc, ze może jednak to przerost migdałów...
Doktor zbadała małego bardzo dokładnie, zmierzyła ciśnienie w uszach (kontrola za jakieś pół roku) i niestety - to nie jest przerost migdałków.
Ani trzeci migdał, ani dwa inne nie są powiększone na tyle by kwalifikowały się do zabiegu.
Jego objawy - kaszel, chrapanie, chrypka, katar, wszelkie choroby itd... to alergia i najprawdopodobniej astma oskrzelowa, co podejrzewają od jakiegoś czasu.
JUż wspominałam w którymś poście o tym, bo Kacpi jest na lekach przeciwastmatycznych, wziewach... i bardzo ładnie zareagował na to leczenie. Teraz wykluczyłam migdał, więc...
Jeszcze opcja jedna - immunolog (może te spadki odporności, częste choroby to jakies inne podłoże? ).
Zobaczymy czy skierowanie wreszcie dostanę... może teraz jak mam zaświadczenie od laryngologa, ze to nie migdał...
Żeby się leczyć to trzeba mieś czas, cierpliwość i pieniądze :(

czwartek, 6 września 2012

Artykuł - wywiad o naszej walce :)

Wczoraj późnym wieczorem został opublikowany artykuł - wywiad, który opowiada o naszej walce z chorobami.
Zapraszam serdecznie do czytania, zostawiania komentarzy i oczywiście pomocy.

Pamiętajcie - każdy może pomóc... wystarczy chcieć.
Ja sama staram się na tyle ile moge posyłać dobro dalej, by nie przerywać tego "łańcuszka dobrego serducha".
Jedynie jak ja mogę się odwdzięczyć to np przekazać leki, które mi nie służyły czy już ich nie wykorzystam dalej - przekazałam dla Hospicjum bo tam zostaną wykorzystane. Przekazuję ubranka po dzieciach czy swoje - ja wiem gdzie posłać i gdzie nawet drobna koszulka wywołuje uśmiech na buziach dzieci.
Moje dzieci sa nauczone dzielić się tym co mają - same dostają czasami zabawki, szanują je... ale gdy szykujemu paczuszkę z ciuszkami zawsze dokładają choć małą zabawkę stosownie do wieku czy płci dzieciaczka.
Koniec podnoszenia własnego ego...
Oto link do artykułu na portalu:

Zapraszam do przeczytania :)

wtorek, 4 września 2012

Zioła - ciiii...

Tak w kilku słowach tylko napiszę, że od swoich ziółek nie odstępuję.
Piję je zawzięcie i już nawet smak nie jest tak okropny.

Efekty - niestety tylko te bólowe, jakieś herxowe efekty specjalne jak szumy i piski w uszach, dziwne mrowienia, bóle wędrujące.
W sumie to piję je tydzień z małym kawałkiem - moim zdaniem zbyt krótko by oceniać cokolwiek.
To nie ABX, które działają niemal natychmiast w przypadku np anginy (bo na Borelkę tez działają po czasie, nie od razu).
Wiem, że coś się dzieje bo są rekacje. Zresztą nie zaszkodze sobie bardziej, niż nic nie robiąc... a na chwilę obecną nie czuję się na siłach by wrócić do ABX.
Di ziółek i tych herbatek oczyszczających próbuję włączyć kalinę, na sprawy kobiece tylko jakoś opornie mi ona wchodzi (nie chodzi nawet o smak, ale na żołądku mi jakoś ciężko z nią... więc stopniowo i lżejszy napar robię).
Rwę również czeremchę - zrobiłam sok z owoców na zimę, bo to naprawdę bogate źródło witamin i cennych składników. Sama piję herbatkę z liści i gałązek - smak mało ciekawy ale... ale ciiii, żeby nic nie zapeszać, a ja wracam do swoich kubeczków, kropelek, nalewek...
No to chlup!!! Na zdrowie i za zdrowie Wasze i moje :)

Elektrostymulator.

No to mam...
Po wielkich przebojach - długim oczekiwaniu nareszcie przyjechał.
Kupiłam go na fakturę pro-forma na Fundację - czyli z subkonta pieniążki miały pokryć koszt zakupu sprzętu. Niestety trwało to dość długo - najpierw księgowano faktury (dwa tygodnie od wysłania, już się martwiłam że list zaginął), później musiałam poczekać na swoją kolej by zapłacono pieniążki do sklepu...
Wczoraj już nerwowo gnębiłam sklep czy otrzymali wpłatę, bo ja mam na minusie tą kwotę od kilku dni - ale w południe zaksięgowano pieniążki i już wczoraj nadano kurierem.

Więc mogę Wam przedstawić swojego pomocnika (masażystę, trenera :P
Mój elektrostymulator
Mam dokładnie taki jak w tym linku.
Nie byłabym sobą gdybym od razu nie sprawdziła czy działa :P
Przeczytałam - pobieżnie instrukcję i do dzieła.
No a jak - zaczęłam od przyjemności czyli masaż :P
Gdyby nie to, że musiałam jechać po Kacpra do przedszkola to mogłabym tak leżeć i poddawać się tym pieszczotom wszelakim. Uchm..... coś niesamowitego :P

No ale przecież zakupiłam go nie tylko dal przyjemności i relaksacji wszelakiej - mam ćwiczyć mięśnie, pobudzać je do pracy i zmuszać do tego, czego dobrowolnie nie chcą robić. Niestety moje zaniki są duże i mięśnie nie na każdy prąd reagują, ale niektóre mniej odnerwione poddają się (nie muszę ustawiać max natężenia).
Jest tych programów bardzo dużo, więc na razie, początek niby miał być delikatny... taki wdrażający itd...
tylko czemu ja jestem po tym zabiegu zwanym treningiem taka zmęczona?
Poważnie - siedziałam, podłączyłam elektrody do nóg, potem ręce i czuję się jakbym na szpadlu troszkę poskakała w ogródku wczesną wiosną... Wcale natężenie nie było duże - tzn ustawiłam tak by lekko mięśnie drgały, ale nie skręcały się :P

Jak na pierwsze użycie i porównanie z tym co miałam na rehabilitacji to jestem całkiem zadowolona.

Dlatego jeszcze bardziej chciałam podziękować tym Wszystkim dobrym ludziom, którzy kupili coś na moim allegro oraz tym, którzy podarowali fanty na aukcje.
 Stymulator kupiłam właśnie dzięki aukcjom.

sobota, 1 września 2012

1 wrzesień... ale dzień energetyczny!!!

Ale dzisiaj piękny dzień... i to wcale nie chodzi mi o pogodę, bo ta iście barowa od samego ranka.Do tego dzisiaj 1 dzień miesiąca (czyżby cały taki się zapowiadał?)...
Od rana na alle moim charytatywnym miły ruch (jak ja się cieszę z każdego maila od allegro, po za tymi o rozliczeniach miesięcznych czy przypomnieniu, że kończy mi się status i muszę przedłużyć...) - sprzedałam paseczek, licytuje się czekoladowe foundee i poszedł zielony szal który został do dalszej licytacji (Monika - wielkie dzięki!!!).
Ja ostatnio uskładałam i dzisiaj przekazałam kilka drobiazgów po dzieciakach wspaniałym duszyczkom, co sprawiło mi wiele radości, że i ja mogłam choć w takim niewielkim wymiarze ale wywołac usmiech na czyjejś buźce. Sama otrzymuję pomoc w postaci fantów na alle (o czym zaraz też napiszę) czy nawet ciuszków na moje kochane stworki, które rosną ostatnio w zastraszającym tempie - więc gdy sama mogę komuś coś podarować to moje serducho się cieszy ich radością. 

P
o za tym przyjechało całkiem sporo nakrętek dzięki nieocenionej jak zawsze Małgorzata Robak i Krzysiowi, który wozi to wszystko :)
Nie wiem jak ja się im kiedykolwiek odwdzięczę... Ech, oni nawet nie wiedzą jak bardzo pomagają.

Kiedy już usiadłam, by podzielić się z Wami tą pozytywną energią to Beata - taka super babka przytargała mi kilka toreb (!) książek, ślicznych ciuchów, bibelotów, i innych fantów na aukcje :)))) Zanim wszystko rozpakowałam to Weronika dobrała się i zawinęła w błyskawicznym tempie figurki jakieś naszyjniki, sama nie wiem co jeszcze :)

Jak na jeden dzień to strasznie dużo pozytywnych niespodzianek - bo wstając rano nic takiego nie było przewidziane na tego pamiętnego 1 września :)))


Wręcz odwrotnie - samopoczucie moje zapowiadało dzień gdy już rano marzę o tym by był wieczór... dzieci będą spały i będę mogła odpocząć. 


A tu proszę - jakby ktoś odczarował mimo pogody wszystko :))





Naprawdę życie jest pełne niespodzianek i wiele aniołów kryje się w zwykłych ludziach.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Zioła... ziółka z nich takie :)

Wczoraj nalewka i oczyszczanie organizmu, by przygotować się do reszty...
Było ciekawie, tzn działo sie to i owo... a to oznacza, że organizm reaguje na zioła, że są bakterie które ulegają ich sile, że warto spróbować tej drogi...
Zaparzyła, a raczej zrobiłam odwar (czyli gotowałam ok 20 minut na bardzo wolnym ogniu pod przykryciem) z mieszanki ziółek. Zostawiłam to wszystko w garnku - bo od razu ugotowałam na dwa dni jak mam pozwolenie i wskazówki od "ZIELARKI" która ma większe pojęcie o tych roślinkach niż ja.
Spokojnie - nie jest to Baba Jaga z Chatki w lesie...
Ziółka ugotowanie, mam przechowywać w lodówce - nie odlewać ich, tak lepiej naciągają... no i faktycznie naciągnęły mocno!!! Takiego naparu mimo, że nie wsypałam tak dużo jak mi sie wydawało... nie byłam w stanie wypić , musiałam rozcieńczyć wodą (od razu ogrzałam napar dodając ciepłej wody). Piję to z dodatkiem specjalnej nalewki - innej, niż ta co wczoraj na rozpoczęcie. Do tych ziółek dojdą jeszcze kropelki ze szczeci które będę zwiększała codziennie o jedną kropelkę.
Dzisiaj bez szczeci wypiłam szklaneczkę... niestety musiałam dosłodzić (użyłam stevi, bo cukru już od dawna nie używam), choć wiem że nie powinnam... może jak już opanuję smak ziół to i dojde do niesłodzenia...
Ziółka na oczyszczanie, odblokowanie arterii i poprawę funkcji mózgu udało sie mi wypić nie dosładzane.

Nalewki są na alkoholu, mimo że dodaję ich dosłownie ok 10 ml na szklankę (u mnie jest to kubek czyli ok 300 ml) to smak wyczuwam i mnie skręca. Ja naprawdę źle znoszę alkohol, jeszcze wino dobre ujdzie... ale nie wódka. W połączeniu z ziołami smak ma "oryginalny" ale mam nadzieję, że przyzwyczaję się.
Przecież to dla zdrowia... ech.

Do wszystkiego człowiek może się przyzwyczaić - zielonej herbaty tez nie lubiłam a potem tylko zielona i czerwona :) Niestety jakość ma znaczenie i zwykłej, marketowej ekspresówki za grosze nadal nie pijam, bo potem boli mnie żołądek. Dobra zielona herbatka... nie ma porównania w smaku oraz działaniu.
Teraz nie wiem czy w ciągu dnia starczy mi pojemności na dodatkowe szklaneczki, bo 3x ziółka na Borelkę, potem oczyszczające ze dwa razy... a jeszcze i kawkę czasami bo kocham kawę...
Czyli cały dzień będę pić :P

sobota, 25 sierpnia 2012

Nowy etap leczenia... ZIOŁA

Ten tydzień był wyczerpujący dla mnie.
Koniec anginy - uff... Astma lekko znów się zaostrzyła, ale to wina stresu jak podejrzewam.
W poniedziałek miałam zabieg ginekologiczny.
O 7 stawiłam się na oddziale, na czczo jak kazali, z wszystkimi papierami i niewielką torbą.
Położono mnie na sali, pobrano krew i czekałam... Przyszedł lekarz i dowiedziałam się, że ok 11 powinnam zostać wezwana na blok operacyjny. Czekałam i czekałam... i sie nie doczekałam, bo kobieta przede mną wróciła z bloku i mieli jakiś nagły przypadek, więc musiałam poczekać.
O godz 14 podłączono mi kroplówki bo ani pić mi nie wolno, jeść tym bardziej... i już mi "język kołkiem stawał" bo było dość ciepło.
Ok 16 zobaczyłam innego lekarza, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu tego, który prowadził moją ciążę (jeździłam do niego specjalnie, bo jest dobrym specjalistą moim zdaniem, zreszta poleconym przez kilka osób)... Na bloku już nie tylko mnie poznał, to pamiętał że prowadził moją ciążę, że gdzieś 4 lata temu urodziłam, że mam starszą córkę (pomylił sie lekko z jej wiekiem bo dał jej 12 lat, ale ona wygląda na młodszą :PPP) ... jednym słowem byłam totalnie zaskoczona spotkaniem i doskonałą pamięcią doktora.
Położyli na stole, podłączyli mi wszystko i nagle nie pamiętam nic.
Po zabiegu obudziłam się i jedynie nieprzyjemny ból brzucha dał znać, że już po wszystkim.
Zabieg był rozleglejszy niż się spodziewałam (wyszły inne kwiatki podczas zabiegu). Teraz czekam na wyniki histopatologiczne. Lekarz gdy przyszedł sprawdzić czy wszystko ok, to pytałam go o to czy jest ok... no i nie wiem. polipem mam się nie martwić tak, a reszta... jak będa wyniki to porozmawiamy.
Martwię się i mam powody, bo jestem z grupy dość wysokiego ryzyka (moja mam miała raka narządów kobiecych, babcia taka piersi co rzutuje na obciążenie wywiadu genetycznego).
Ale gdybanie nic nie da - bo wróżenie z fusów da taki sam efekt... może to nic niepokjącego, może to tylko endometrium... może... no właśnie.

Wróciłam do domu tego samego dnia ok 20.30. Zalecenia - nie przemęczać się, nie dźwigać itd...
Kacper przywitał mnie bardzo brzydkim kaszlem (duszący, ale jakby miał gdzieś zalegający śluz).
Pojechałam rano do pediatry i po antybiotyku spadek odporności, osłuchowo zaostrzony szmer oskrzelowy. Mam inhalować Mucosolvanem rano i po obiedzie, a wieczorem podwójna dawka Pulmicortu - czyli 0,5 na jeden raz.
Niestety dzisiaj sobota a kaszel dalej się pojawia - nie ma go cały czas, ale jest chwilami.

Ja natomiast dochodzę do siebie, ból juz minął... jest ok.

Inne dolegliwości dają w kość, tzn bóle stawów i kości, ból głowy... ale to moje borelkowe dolegliwości.
Dłużej nie będę ich spychać na skraj świadomości, bo tylko nasilają się i coraz częściej męczą.
Niestety do antybiotyków na razie wracać nie chcę, bo wątroba, nerki... no i grzybek.
Nawiązałam kontakt i zaczynam leczenie ziołami.
Dzisiaj jest przygotowanie terenu - nalewka z wodą Zuber (swoją drogą ta woda to straszne świńatwo, ble.... zapach to jedno, ale zatkanie nosa nie pomaga, bo smak jest taki sam). Nalewka ma dać popalić bakteriom... potem trzeba wydalić z organizmu to co toksyczne - łyknęłam oleju rycynowego... i zaczynam przyjaźń z toaletą :)
Moja terapia to mieszanka ziół do picia, nalewka, szczeć ... do tego herbatki z mieszanek ziół oczyszczających.
Kacperkowi na dolegliwości kaszlowe podaję lekką herbatkę ziołową drugi dzień, niestety on nie jest chętny do picia więc na razie odrobinę mieszam z normalną herbatą i tak sobie popija. Samych ziół nie chciał za nic wypić - od razu ma odruch wymiotny jak przy niektórych syropach.

Ostatnio poświęcam sporo czasu i zgłębiam tajniki ziół, fititerapii... może naprawdę uda mi się pomóc swojemu organizmowi siłą natury? Zioła mają ogromną moc i jeśli nie spróbuję to nie będę wiedziała czy na mnie to działa...  Trzymajcie mocno kciuki bym wytrwała i żeby zadziałały.

Zostawiam zainteresowanym link gdzie jest bardzo dużo opracowań na temat ziół i boreliozy.
Dr Różański ma wiedzę i doświadczenie w leczeniu bardzo wielu chorób.
Dla mnie to kopalnia wiedzy i informacji:
Na temat Boreliozy u dr Różańskiego

Ps.
Po zażyciu nalewki rano pojawiły sie silne bóle wędrujące, ścięgna achillesa rwały jak na Cipronexie. Pojawił się ból w klatce (nie umiem go określić nawet) i bolała mnie kość ogonowa tak, że noga drętwiała do palców. To wszystko wyróżniłam z innych odczuć, dlatego że sa to doznania "świeże" albo dawno ich nie było. Pierwsze co to takie jakby oszołomienie, ból nadgarstków i kostek, ból za okiem, szum w uszach ale to wszystko pojawiało się ostatnio często więc nie wiązałam akurat wystąpienia z przyjęciem nalewki.
Coś na pewno się zadziało...

sobota, 18 sierpnia 2012

Leczymy się... kurujemy!!!

Jakby nie było to o swojej rodzinie mogłabym napisać książkę medyczną chyba.
W poniedziałek Kacperek leciał przez ręce, gorączka taka że widział kolorowe żyrafy, latające słonie... majaczył jednym słowem, a ja co odrobinę zbiłam temperaturę do 39 stopni ta znów rosła.
Pediatra nie wiedział co to jest (może angina bo gardło zmienione, ale jeszcze nalotów nie było, a może zapalenie dróg moczowych... bo oskrzela zaostrzony szmer ale on astmatyk to tak może mieć i jedynie wziewy). Dostaliśmy skierowanie na badania - morfologia bardzo zła, przesunięcia w rozmazie, leukocyty wysokie sporo ponad normę, anemia, CRP ponad 40 a norma od 0 do 5. No i badanie moczy nie ciekawe (białko, krwinki czerwone, bakterie itp). Jednym słowem silny stan zapalny - więc antybiotyk bo to nie wirus. Dostał silny antybiotyk, ma wybrać dwa opakowania ale już jest lepiej.

Razem z nim Weronia się rozkładała, ale ona miała gardło jak w wirusówce. W czwartek wymioty, mdlała... wszystko bolało, gorączka... więc jazda do pediatry od nowa. Powikłania u niej bo uszy bolą, gardło brzydkie choć jeszcze nie angina... ale wczoraj już były naloty i czopy na migdałkach. Ona również na antybiotyku (ja dzisiaj widzę poprawę więc jest lepiej mimo, że przełykać nie może).

Żeby nie było zbyt lekko gdy wróciłam do domu z Werką w czwartek od pediatry nie czułam się najlepiej (w aptece zapobiegawczo wzięłam różne przeciw grypowe, bo ostatnio wszystko poszło z domowych zapasów), do wieczora mnie rozłożyło na maxa. Gorączka bardzo wysoka, dreszcze itd... to wzięłam co miałam od grypy i do łóżeczka, soczek malinowy, zapas suchych ubrań... i poduszka elektryczna bo mnie trzęsło niemiłosiernie.
Wszystko było dobrze, ale miałam umówioną wizytę u pulmonologa na 13 - od rana wzięłam leki, było jakby lepiej... tylko gardło drapało byłam osłabiona... no i wizyta ważna bo to ustawienie leków astmatycznych.

Niestety poprawa nie jest taka jak powinna być. Mam zmienione leki częściowo i dawki zwiększone, dołożone nowe... znów reklamówka duża. Wieczorem gardło dosłownie zaczęło mnie rwać a tak sajgon... ANGINA jak nic. Jazda na pogotowie bo już do ogólnego za późno a sama nie chciałam z antybiotykiem celować. Miałam w domu Unidox jeszcze ale nie wiedziałam czy on na te bakterie działa, itd...
Pani doktor potwierdziła anginę, wytłumaczyłam że brałam w dużych dawkach ostatnio takie i takie leki (leczenie borelki), powiedziałam o astmie i jakie mam leki przepisane... dostałam receptę.

Jakież było moje zdziwienie w aptece gdy za antybiotyk miałam zapłacić 50 zł niemal, bo nie mam zniżki!!!
Wróciłam na pogotowie z pytaniem czemu (ja nie mam już takich zapasów finansowych, leczenie dzieci i ich leki, moje leki astmatyczne wykupiłam w południe ponad 100zł, leki od grypy... poszło naprawdę dużo jak dla mnie w jednym tygodniu dosłownie na same leki).
Podobno bez wymazu nie może mi przepisać leku ze zniżką.
Poprosiłam o coś tańszego w takim razie - ale Unidox i Cipronex podobno odpada jak brałam ostatnio.
Szukała i szukała... i w końcu spytałam czy ten Unidox na anginę mógłby być, bo mam go w domu.
Kazała mi brać i jeśli w ciągu trzech dni nie będzie poprawy to do lekarza POZ po inny... tylko ja w poniedziałek mam zabieg.
Dzwoniłam w piątek rano na oddział żeby przełożyć, ale pielęgniarka stwierdziła że może wyzdrowieję... żebym przyjechała rano na czczo to się zobaczy. Tłumaczyłam, że mam gorączkę, ostra infekcja itd...
Zobaczymy czy mnie zakwalifikują... tylko najgorsze, że jeśli nie to Marek straci urlop a ja zabieg i tak muszę mieć najwyżej w innym terminie.
Boję się trochę bo to jednak narkoza itd... no potem ten czas oczekiwania na wyniki histopatologiczne.
Trzymajcie kciuki...

Co do mojego leczenia - gdy wrócę ze szpitala przechodzę na zioła.
Podjęłam już decyzję, że spróbuję siły natury w walce z tym dziadostwem.
Może będą mnie mniej wyniszczały, może będę reagowała na nie.
Pierwszy miesiąc to taki test bo wierzę w zioła ale czy mój organizm zareaguje... tego nie wie ikt.
Muszę coś zrobić, muszę walczyć... a ABX ostatnio szarpnęły ni wątrobę i chyba nerki troszkę nadwyrężyły. Może to wina toksyn... Nie mówię już o tym jak szarpnęły kieszenią (raczej saldo na subkoncie skurczyło się dość mocno).

W środki na leczenie walczę, walczę zawzięcie. Wystawiam cały czas aukcje...
Ostatnio wrzuciłam paski, paseczki... naprawdę wiele pięknych rzeczy.
Piękne szale i szaliki.
Jeszcze mam trochę do wystawienia apaszek i chust, ale muszę sił nabrać.

Sami zobaczcie jakie cacuszka :))))
moje aukcje charytatywne allegro

niedziela, 5 sierpnia 2012

Allegro...

Ostatnio popracowałam sobie troszkę nad aukcjami, które wystawiam na allegro...
Przybyły nowe rzeczy, które jeszcze nie były wystawiane. Część przedmiotów wystawiona ponownie.

Wystawiłam również swoją "kolekcję" breloczków jaką uzbierałam swego czasu... jeszcze nie wszystko jest na aukcjach, ale sukcesywnie będę dokładać.
Pojawiła się na aukcji prześliczna torebka, która została ozdobiona ręcznie - wykonana szydełkiem z lekko błyszczącej nitki wierzchnia warstwa torebki. Otrzymałam ją na aukcje od Pani Zofii M, za co bardzo serdecznie dziękuję.
Torebkę można zobaczyć i wylicytować TU.

Nie czuję się super i silna, więc oszczędzam się fizyczne bo jedynie zrobienie zdjęć wymaga ruchu. Później już tylko siedzenie... a to moge nawet w masce inhalatora pracować.
Niestety moje duszność nadal męczą, nadal wysiłek daje mi popalić krótkim oddechem, zaciskaniem.
Byle to nie było to czego się boję... od dawna się boję.
Znam swoją chorobę i wiem jakie są możliwe następstwa... dlatego modlę się, by to nie było dalsze osłabienie mięśni oddechowych, Nie może to być to...



czwartek, 26 lipca 2012

Ach ten kaszel...

Od tej infekcji, gdy na jakiś czas straciłam głos mam kaszel. Początkowo nie był dokuczliwy i tylko czasami mnie łapał. Z czasem jednak zamiast ustępować nasilał się - nie pomagały syropki z apteki, robione w domu...
Wczoraj byłam u pediatry po receptę dla Kacpero na Singulair, załatwiłam co miałam załatwić i weszłam na górę do ogólnego. Kaszelek zaczął mnie już wybudzać w nocy a najgorzej jest nad ranem. Tak samo przy wysiłku albo jak mówię więcej. Pojawiły się duszności wtedy... No trochę bałam się, że może nie doleczyłam wtedy tej infekcji, a może coś nowego złapałam...
Zapisów oczywiście nie było, ale weszłam spytać Pani Doktor czy mnie przyjmie bo nikogo pod gabinetem już nie było choć kilka kart jeszcze leżało. W skrócie powiedziała co i jak - no i zgodę otrzymałam :)
Przyniosłam kartę, zostałam zbadana, sprawdziła dokładnie kartę co i jak z moją astmą było... bo minęło ładnych kilka lat od czasu gdy ją leczyłam. Potem gdy przeszłam na sterydy doustne w wysokich dawkach, to wziewne miałam odstawione. Gdy zaczęłam leczenie borelki - nie miałam objawów od tej strony, do czasu tej ostatniej infekcji.
Gdy mnie doktor osłuchała, wysłuchała... to koniecznie chciała mnie na wczasy do szpitala posłać...
Nie podobało mi się to rozwiązanie, więc nie zgodziłam się (nie była pewna czy to astma, zapalenie płuc czy cos innego, a zmiany osłuchowe szczególnie z jednej strony znaczne).
Gdy zaprotestowałam na hasło SZPITAL to o dziwo, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu doktor zrobiła coś, czego się nie spodziewałam. Zaczęła dzwonić... i przy mnie umawiała mnie do pulmunologa, by mnie przyjął jak najszybciej. Po drodze zaprowadziła mnie na RTG płuc, potem załatwiła spirometrię (u pulmunologa pielęgniarka ma urlop i ta co zastępuje chyba nie wykonuje, dlatego tutaj takie kombinowanie). Ze wszystkim w garści stawiłam się u pulmunologa na CITO.
Tu znów gadanie co i jak, kiedy i od kiedy... potem badanie i oddychanie.
Trochę ustawiania do pionu (!) dlaczego tak doświadczony pacjent sobie lekceważy itd...
Wypisała mi recepty na reklamówkę leków - wziewy, inhalacje, tableteczki itp...
Jeden z leków mam taki sam jak mój mały :) tylko dawka większa, bo i ja większa jestem - ale o tym zaraz napiszę.
W każdym razie mam zmniejszoną pojemność płuc bardziej niż miałam, według badania. Może to spowodowane jest tym, że są zmiany osłuchowe oskrzeli, ale to nie infekcja.
Kaszel powinien minąć przy tych lekach w ciągu trzech-czterech dni.
Nie ma wątpliwości, że astma znów się zaostrzyła i trzeba się za to ostro wziąść. Samo nie przejdzie teraz niestety.
Jeden z leków mam taki sam jak Kacper - u niego zadziałał dość dobrze, bo już po 3 tabletce kaszel w nocy prawie przestał męczyć. Gdy powiedział o tym tej lekarce, stwierdziła że mały pewnie odziedziczył po mnie a objawy jakie ma jak i to, że zareagował pozytywnie na ten lek jest bardzo poważną przesłanką żeby podejrzewać astmę u niego.
Podobno jeśli odpowiednio wcześnie wykryta i leczona własciwie daje normalnie żyć, a co ważniejsze dzieciaki wyrastają często. To taka iskierka nadziei...
Ja mogę mieć, dawać sobie w płuco codziennie do końca życia nawet... ale dzieciak lepiej niech wyrośnie.


sobota, 21 lipca 2012

Wakacje....

Oj rozleniwiłam się chyba...
Nie... to nie dlatego pisze tak mało.
Już pisałam, że chorowaliśmy - ale Kacperek nadrabia za cała rodzinę, kolegów z przedszkola chyba... Jednym słowem znów chory. Drugi tydzień znów siedzimy w domu, bo gorączka nagle wyskoczyła 39,6 pewnej nocy, kaszel od chrząkania do duszenia się... Znów oskrzela i gardło.
Wymaz z gardła nie wykazał bakterii, ale może jeszcze za krótko od ostatniego antybiotyku (10 dni od ostatniej dawki, ale gardło było brzydkie). Nie dostał kolejnego antybiotyku tym razem, tylko znów Pulmicort do wziewów, Singulair, Aerius... i już wyszliśmy na prostą. Wziewy u małego naprawdę pomagają (niestety gdy odstawiony zostaje lek, to objawy wracają. Nie jest dobrym znakiem również to, że po podaniu Singulair po trzech dniach była znaczna poprawa - tak radykalna, że nie sposób jej nie zauważyć, a miał to być swego rodzaju test prowokacji czy jakoś tak).
Ja wyleczyłam gardło, krtań i znów mogę krzyczeć :P
Niestety coś pyli - jestem tak samo alergikiem i astmatykiem, a od kiedy nie biorę sterydów mocniej odczuwam objawy alergii. Znów męczy mnie kaszel itd.. czas odwiedzić lekarza.

Teraz kilka słów o moim samopoczuciu i nie tylko...
Upały źle znoszę, ale deszcz daje mi do wiwatu. Wróciły bóle nóg, co gorsza mam zaniki mięśni większe.
Szukam dobrego elektrostymulatora, bo już kiedyś robiłam podejście do tego ale... ale bałam się, że zabraknie mi środków na subkoncie. Niestety nie ominie mnie to i muszę kupić własne urządzenie.
Czemu nie mogę do przychodni na zabiegi?
Dlatego, że nie mogę na początku szczególnie mieć długich sesji - lepiej krótko a częściej. Druga sprawa - mały ostatnio więcej jest chory i siedzi w domu, niz chodzi do przedszkola więc jestem uziemiona.
No i jeszcze aspekt relaksacyjny - takie urządzenie oprócz ćwiczenia mięśni, działa relaksacyjnie, odpręża zmęczone czy nadwyrężone mięśnie, może działac przeciwbólowo... szczególnie na to ostatnie bardzo liczę, choćby okolice kręgosłupa.
Niestety znów musiałam zaprzyjaźnić się z lekami przeciwbólowymi - Tramal już 150 niestety, ale tylko w razie wielkiego W staram się brać, bo wiem że nie będzie wiecznie pomagał. Ketonal też mocniejszy, ale działa nie zawsze, a raczej na mniejszy ból.

W sumie to co teraz, to powinnam napisać na początku. Jestem bez antybiotyków bo...
Wyniki mi poleciały troszkę to raz, a dwa to grzybek... spotkała mnie kara za grzeszki w diecie, gdy Weronika była w szpitalu i na CPN zjadłam czasami coś zakazanego, a i w domu nie zawsze ściśle trzymałam się diety. Niestety ja ogólnie na Unidox reagowałam tak jakby mi grzybek dokuczał (nie tylko w tym leczeniu, bo poprzednio tez tak było). No i zbyt oszczędnie podeszłam do kwestii preparatów p/grzybiczych (Candida Clear, Oregano itp... bo Fluco brałam zgodnie z zaleceniami).
Teraz okres oczyszczania, wzmacniania przede wszystkim odporności, co nie jest łatwe... no i odgrzybiania.
Wymiatanie z organizmu wszelkich toksyn, śmieci również daje efekty jakbym miała herxy. Naprawdę czasami mnie ścina.

Przez to wszystko zaniedbałam nie tylko bloga, ale również swoje aukcje na allegro.
Teraz muszę powystawiać wszystko od nowa, ale z głową. Tzn muszę sprawdzić stany magazynowe - tzn wystawić tylko to co mam :P bo trafiały się wypadki, że było coś czego nie mogłam znaleźć niestety... i nie wiem co się z taką małą rzeczą stało, bo nie przypominam sobie bym to sprzedała czy wysłała komuś.
Może również dzięki temu przestojowi coś się ruszy na tym moim allegro?
Ha ha ha - no i nie wystawię wreszcie kartek bożonarodzeniowych w wakacje, jak to wcześniej zrobiłam :P
Wiem, wiem... bywam zakręcona, ale czasami sama nie wiem co mam pierwsze zrobić gdy usiądę na chwilę.

Jeszcze kilka słów co do akcji nakrętkowej :)
Jeszcze nie sprzedałam tego co już zebraliśmy, ale tylko dlatego, że zgłosiła się szkoła w warszawie, która ma uzbierane sporo i trzeba to odebrać. Jak już to ogarniemy to wtedy wszystko razem zostanie sprzedane, będę miała pewność, ze jest tona... no i na przyszłość orientację już złapię ile to jest ta sławetna tona :)


środa, 11 lipca 2012

Gorrrrrąco...

Uf jak gorąco, puf....
Naprawdę mam już dosyć tych tropikalnych temperatur.

Moje leczenie stanęło w miejscu - chyba grzybek się rozwinął (efekt łamania diety ale i kilku zasad nie przestrzegałam rygorystycznie, choć z drugiej strony może  to Unidox bo po nim sie tak nasilało).
Teraz znów oczyszczam się, odgrzybiam.
Od kilku dni dopiero odzyskałam głos - nie jest jeszcze w 100% ok, bo gdy więcej mówię chrypa się pojawia, kaszel czasami męczy. Najważniejsze, że juz mogę mówić.
Przeszło gardło to moje stawy, kości i mięśnie... jeju, jak ból potrafi dokuczyć.
Niestety bez wspomagania się silnymi lekami przeciwbólowymi nie jestem w stanie funkcjonować. Pogody nie są łaskawe. Upał bardzo źle znoszę, ciągle obrzęknięta. Do tego gdy tylko ma się na deszcz czy burzę, kolana, stopy, dłonie i nadgarstki a nawet czasem w biodrze i łokciach ból jest straszny. Gdy ktos obserwuje z boku widać gołym okiem jak mi wykręca z bólu kończyny. Kość piszczelowa jakby ją coś rozłupywało.
Niestety ból ogranicza moja sprawność i ciężko mi czasami się poruszać normalnie - nie mówiąc już o utrzymaniu równowagi bez podparcia.
Niestety ponieważ w ciągu dnia prowadzę auto nie biorę silnych leków - spowalniają reakcje niestety.
Chyba, że nie muszę wychodzić to mogę spobie pozwolić... hmmm...

Niestety powróciły również bóle głowy - mam nadzieję że nie dojdę do tych stanów jakie były przed leczeniem, gdy ataki migrenowe nakładały sie wręcz na siebie i trwało to czasami kilkanaście dni.
Ostatni atak przypisałam znów przemęczeniu i niewyspaniu... bo Kacperek znów chory.
Dzieciak raptem 10 dni bez antybiotyku wytrzymał.
Noc z poniedziałku na wtorek to gorączka 39,6, budzenie się co chwila, kaszel i dławienie się...
Wczoraj w aptece kolejna reklamówka leków - próbujemy bez antybiotyku, same wziewy, przeciwalergicznie itd. Pobrane wymazy z gardła bo znów brzydkie i przekrwione.
Czyli Pulneo, Singulair na noc, Pulmicort 2x0,25 i dodatkowo inhalacje z soli fizjologicznej by odkrztuszał.
Wczoraj już niewielkie wzrosty temperatury, opanowane Ibuprofenem całe szczęście.
Dodatkowo zamiast Zyrtecu doktor zaleciła Azomyr, podobno mocniejszy a jak Kacper już tak długo Zyrtec dostawał to moze nie działa na niego?

Niech już odpuszczą te choroby, bo nie wyrabiam... fizycznie i finansowo!!!
Mam ochotę krzyczeć z bólu, z bezsilności.

czwartek, 28 czerwca 2012

3 miesiące zbierania.

Nie będę dużo pisać, bo nawet nie mam słów by to skomentować :)
Oto efekty 3 miesięcy zbierania nakrętek.
ja tylko je przebrałam, oczyściłam i poprzesypywałam do siatkowych worków.




DZIĘKUJĘ !!!


Teraz jeszcze tylko czekam by odzyskać głos :)

środa, 27 czerwca 2012

Kasia nie ma głosu...

Nie macie pojęcia jak uciążliwe jest życie, gdy nie można nic powiedzieć a wszelkie próby to skrzek jakiś, że ciężko zrozumieć co chce powiedzieć.
Dzieciaki, a raczej moje młodsze dziecie ma radochę bo mama nie krzyczy więc broi na całego.

Wczoraj już czułam się lepiej, tzn może nie dobrze ale nie miałam gorączki (w niedzielę wieczorem przekroczyłam 40 stopni, więc było ostro...). Musiałam pokazać Kacpra pediatrze, bo kończył się antybiotyk a mały narzeka na gardło jeszcze. Laryngolog dopiero w drugiej połowie września, alergolog zapisy po nowym roku... Jest super po prostu.
Młody dostał jeszcze leki, już bez antybiotyku a tylko dokończyć buteleczkę - potem p/grzybiczy kilka dni bo po tych antybiotykach to mogło się cos przyplątać.
Mały

Weronika juz osłuchowo ok, gardło tez ok... tylko wirus ją pobierał jakiś, ale poradziła sobie przy pomocy podręcznych środków.

Ja po powrocie do domu miałam chrypkę... ale wzięłam tabletki od gardła, coś p/grypowego...
Zjadłam obiad i ległam, bo jednak osłabienie dało znać o sobie. Niestety z chrypki zrobił się kaszel, gos zaczął mi uciekać, piszczałam i skrzypiałam ku uciesze dzieci (faktycznie śmiesznie to brzmiało).
O 19 byłam już dostarczona na pogotowie przez małżonka, bo oprócz chrypy i niemożności normalnego mówienia zaczęło mnie normalnie zaciskać i dusić.
Zapalenie gardła, krtani i tchawicy, męczący kaszel a do tego obrzęk. W oskrzelach również sobie świergotało coś, więc wylądowałam na mocniejszym zestawie. Antybiotyk plus wziewy, do tego różności na nawilżenie i regenerację śluzówek gardła...
Kurczę, ostatnio aptekę odwiedzam niemal codziennie a wczoraj dwukrotnie za każdym razem kupując konieczne leki (tylko zalecone przez lekarza, nawet tańsze zamienniki proszę a z części rezygnuję) to zmieścić się w 100 zł jest wyczynem.
Dla nas apteki są jak normalny sklep, tylko dużo droższy niż spożywczak. Zakupy robię tam prawie tak samo często jak w większym sklepie. Tylko z jedzenia staram sie mieć przyjemność... a leki? Chyba tylko pozwalają czerpać tą przyjemność, bo same jej nie dają.


niedziela, 24 czerwca 2012

Immun44

Ale mnie rozłożyło....
Może po kolei co i jak, bo nic nie zrozumiecie :)

Cały tydzień przebieram worki z nakrętkami, bo:
1) rozwalają się foliowe worki, biodegradowalne chyba bardzo bo czasem w palcach się rozchodziły gdy słoneczko troszkę je ogrzało,
2) bo w workach jest masa baterii, metalowych nakrętek, kapsli, innych "skarbów" w których jest metal czy nawet szkło.

Kupiłam tzw worki siatkowe/raszlowe, jak ziemniaki w sklepach są czy inne warzywa. Nie wiem ile waży wypełniony nakrętkami bo nie posiadam wagi i muszę pokusić się by dostarczyć gdzieś ze trzy wory losowo wybrane, wtedy będe mogła przeliczyć średnią i +/- będę wiedziała ile tego jest.
W każdym razie przebrałam już 3/4, zapełniłam 90 szt worów... i czekam aż mąż dokupi, bo brakło :)
Wybrałam dużą reklamówkę baterii, druga pełna nakretek metalowych, kapsli i pokrywek...
Znalazłam rónież dwie pary słuchawek, zegarek na rękę, części komputerowe, sporo śrub, gwoździ, żyletkę... nie mówiąc o śmieciach innego typu.

Spędziłam nad tym długie godziny, ale to nie problem :)

Kacperek znów się rozchorował - trzy dni był bez antybiotyku i znów gardło, nieprzespane noce...
Tym razem dostał Bactrim. Było już lepiej ale w nocy doszedł suchy, męczący kaszel... tak męczący, że doprowadzający do wymiotów. W dzień jest stanowczo lepiej.

Ja sama czułam się tak jakoś... ale nieprzespana noc, tydzień przesypywania, przebierania itd... więc zażyłam dodatkowo Immun44 - dostałam od Gosi, bo zakupiła ale jakoś nie "zjadła".
W ciągu dwóch godzin mnie rozłożyło totalnie.
Jakby mega grypa, piorunujące tempo. Wszystkie kości, stawy kłują, w oczach igiełki... w głowie jakby pełno i taka mgła, cięzko myśleć.
Gorączka pojawia się i znika, sama bez zbijania. Nie wiem czy to zbieg okoliczności czy uderzyłam tym preparatem w jakieś "uśpione bakcyle", co jest bardzo prawdopodobne.
Pomyślałam o HERXIE bo identyczne rekacje miałam na Biotrakson na początku leczenia.
Tak szybko grypa mnie nie rozkładała, zawsze to bardziej rozciągnięte w czasie i nasilenie jakby mniejsze.
Teraz uderzenie maxymalne...
Pewnie na 100% to się nie dowiem, ale jutro gdy wezmę znów Immun44 zobaczymy co będzie się działo.

Preparat ten zawiera zioło Cistus Plantovir i witaminy... dlatego sama nie wiem czy to herx, czy grypa?

Jak się lepiej poczuję, to zrobię zdjęcie efektów pracy nad nakrętkami :P
Teraz ten stos wygląda jeszcze piękniej :)
DZIĘKUJĘ!!!

niedziela, 17 czerwca 2012

Warszawa - nakrętki odebrane i dojechały :)

Wiele osób doskonale wie ile stresu, emocji... ile łez te worki kosztowały.

Dzisiaj znów ryczałam - bo opadł stres (udało się wszystko i nakrętki odebrane ze szkół mimo niedzieli, od Kochanej Basi, która udostępniła podwórko i przetrzymywała nam część).
Do samego końca póki Gosia, która wraz z Krzysztofem wyruszyła rano do Warszawy by załatwić sprawę, nie zadzwoniła do mnie, że wszystko odebrane, załadowane i zbierają się do powrotu... do tego momentu nawet nie umiałam odetchnąć tak zupełnie... nie dowierzałam, że teraz się uda.
Gdy przyjechali ok 21 i zobaczyłam auto wyładowane... to łzy radości i niesamowita ulga...

Nie istotne, że połowa worków do przepakowania bo się rozwaliły - to już na spokojnie będę ogarniać.

Nie umiem opisać swojej wdzięczności dla Gosi i Krzysztofa, bo po raz kolejny pomogli mi z transportem nakrętek. Dzięki NIM nie rezygnuję, nie poddam się i dalej będę zbierać, szukać kolejnych szkół, kolejnych miejsc... mam nowe pomysły i teraz wstąpiły we mnie nowe siły.

Gdy uzbieram już tonę i zostaną sprzedane, pieniążki zasilą subkonto.
Jestem w trakcie gromadzenia zaświadczeń, dokumentów... wszystkiego co potrzebne by dopisać Weronikę do subkonta w Fundacji. Tym samym będę mogła ciut więcej (terapia SI, turnusy, dodatkowe zajęcia terapeutyczne... to co będzie dla niej dobre i potrzebne)...
Gdy dopełnie formalności i mała będzie już podopieczną Fundacji to oficjalnie powiadomię wszystkich :)

Teraz zdjęcia z dzisiejszego wieczoru.




Prawda, że jest się czym chwalić i z czego cieszyć?




piątek, 8 czerwca 2012

Nakrętki ze Szkoły Podstawowej w Rogotwórsku.

Dzisiaj miałam przyjemność osobiście poznać dziewczyny - delegację samorządu szkolnego ze Szkoły Podstawowej w Rogotwórsku, która uczestniczy w naszej nakrętkowej akcji.
Pan Dyrektor Waldemar Grodkiewicz przyjechał ze swoimi uczennicami i przekazali 3 wory uzbieranych nakrętek. Kolejne wory, które przybliżają nas do pierwszej tony.

Szkoła w Rogotwórsku nadal zbiera nakrętki, za co bardzo serdecznie dziękuję.

Relacja z wizyty na stronie Szkoły :)

Galeria zdjęć ze zbiórki w szkole.



Przez ostatnie zawirowania i zamieszanie chorobowe w domu nie informowałam na bieżąco o tym co już do mnie dotarło :)

Moja koleżanka z czasów Liceum, Gosia wraz z Krzysztofem przywieźli mi nakrętki ze Szkoły Podstawowej nr 5 w Kutnie.  Zabrali również nakrętki, które zbierają pracownicy u Gosi w pracy :)

Również ze szkoły Podstawowej w Cieślach otrzymałam 3 wory nakrętek - przekazywane z rąk do rąk :)
Odebrała Agnieszka, przekazała Gosi a ona już transportowała do mnie...

Gdyby nie kolejne wielkie serca to w Warszawie byłby totalny bigos... hmmm...
Już mamy miejsce składowania na obecna chwilę na ul Hoserów u Basi. Dzięki gołębiemu serduchowi brata Gosi - Grzesiowi trafiło w to miejsce 20 worów ze Szkoły Podstawowej nr 336 im. Janka Bytnara "Rudego"
ul. Małcużyńskiego 4. 
Basia czeka na jeszcze jeden transport... a jak dotrze to zobaczymy ile tego mamy u niej, ile u mnie... 
Do upragnionej pierwszej tony brakuje jeszcze trochę, tak wynika z pobieżnych obliczeń...

Sami widzicie cała akcja ma sens jedynie dzięki łańcuchowi dobrych serc.
Liczą się nakrętki bo one są w samym centrum naszych działań, ale również wszelka inna pomoc.
Bez tych wszystkich elementów ta akcja upadłaby - ja sama bym tego nie załatwiła... bo są dla mnie rzeczy niemożliwe do wykonania. Z Waszą pomocą niemożliwe staje się możliwe :)