wtorek, 11 września 2012

Weterynarz, Laryngolog... dzień jak wiele...

Dzisiaj dzień zwariowany.
Od rana bunt czterolatka - bo juz chyba jakiś niepokój odnośnie wizyty u laryngologa, nie chciał iśc do przedszkola. Ja miałam sporo spraw do załatwienia takich urzędowo-biurowych - zostawiłam go w domu.

Zaczęłam od wizyty u weterynarza - kotek, którego Weronika uratowała gdy był maleńki, który jest pupilkiem ale chorowitkiem, co jest pozostałościa po kocim katarze w pierwszych miesiącach życia znów nam zachorował. Kilka dni temu znalazłam u niego kleszcza - a dostawał krople na te pajęczaki i jeszcze jest pod ochroną. Kleszcz wbił się tuz przy uchu (prawie już wewnątrz, teraz pozostała brzydka ranka, bardzo opuchnięta i brzydko gojąca się). Wczoraj jakby kaszel, trudności w połykaniu... dzisiaj już nie był w stanie zjeść normalnie karmy bo się dławił, co chwila krztusił się śliną jakby miał coś w przewodzie pokarmowym.
Sama psrawdzałam czy tam nic nie ma, ale nie zobaczyłam nic. Co dobre z tych oględzin - nie ma tez nadżerek w pyszczku itp... ale jest chory. Duże zmiany osłuchowe, obrzęk tchawicy i wymaga podania antybiotyków. Dwa zastrzyki dzisiaj, jutro lek w zawiesinie do pyszczka plus tabletki na 5 dni i obserwujemy, czy zadziała.
Ktoś mógłby powiedzieć, że wydaję na kota gdy sama nie mam na leki... ale to nie jest zwykły kot.
To jest KOT mojej Weroniki, co już zmienia jego wartość w naszym pojmowaniu.
Od małego był "przesrany" i Werka ma poczucie, że jest za niego odpowiedzialna bo uratowała mu życie.

Później zaliczyłam urzędy (zaświadczenia, papierki, ksero itd... czyli biurokracja pochłania masę czasu).
Dopełniłam resztę formalności, poprawiłam błędy jakie wyszły przy wysyłce dokumentacji do Fundacji zgłoszenia Weroniki -= teraz wszystko powinno być OK.
Napisałam i zostawiłam gdzie trzeba podanie o dożywianie w szkole dla Weroniki, bo mała chce chodzić z dziećmi na obiady a ja nie zawsze mam by wykupić jej posiłki w szkole. Mam też świadomość, że nie zawsze zje to co podaje stołówka ze względu na jej problemy żywieniowe (nie tylko wrzody ale i jadłowstręt, czy niechęć jedzenia mięsa). Jednak wśród dzieciaków może naprawdę będzie jadła?
Teraz na próbę wykupiłam na tydzień sama - wczoraj zjadła zupę i tylko zupę (była ogórkowa, parówka i pieczywo - bo to obiady jednodaniowe są, a jak zupy to z wkładką) ale i tak sukces bo jej smakowało :)
Mam też wiadomości ze stołówki, że zjadła jak mówiła - samą zupkę, choć nie była pozytywnie nastawiona póki nie zaczęła jeść :P Panie pilnowały :)

Wracając do reszty spraw - wnioski o rodzinne i inne świadczenia złożone. Więc teraz to mam z głowy.

No dobra - załatwione papiery, kot na lekach zostawiony w domu, nakarmiony rozrzedzonym pokarmem :)
Dzieciaki znów zapakowane do samochodu i od nowa w drogę.
Laryngolog - wizyta po niemal 4 miesiącach, ale jest.
Czekałam na tą wizytę licząc, ze może jednak to przerost migdałów...
Doktor zbadała małego bardzo dokładnie, zmierzyła ciśnienie w uszach (kontrola za jakieś pół roku) i niestety - to nie jest przerost migdałków.
Ani trzeci migdał, ani dwa inne nie są powiększone na tyle by kwalifikowały się do zabiegu.
Jego objawy - kaszel, chrapanie, chrypka, katar, wszelkie choroby itd... to alergia i najprawdopodobniej astma oskrzelowa, co podejrzewają od jakiegoś czasu.
JUż wspominałam w którymś poście o tym, bo Kacpi jest na lekach przeciwastmatycznych, wziewach... i bardzo ładnie zareagował na to leczenie. Teraz wykluczyłam migdał, więc...
Jeszcze opcja jedna - immunolog (może te spadki odporności, częste choroby to jakies inne podłoże? ).
Zobaczymy czy skierowanie wreszcie dostanę... może teraz jak mam zaświadczenie od laryngologa, ze to nie migdał...
Żeby się leczyć to trzeba mieś czas, cierpliwość i pieniądze :(

2 komentarze: