czwartek, 22 listopada 2012

Nefrolog...

Wczoraj Weronika miała wizytę u Nefrologa.
Pojechaliśmy do Łodzi do szpitala na ul Spornej. Przyjęła nas bardzo miła Pani doktor, która dokładnie wypytała o wszystko, cały wywiad rodzinny itd... przejrzała dokumentację jaką zawiozłam - najważniejsze były wypisy z października, kiedy Weronika trafiła z takim ostrym bólem.
Dla lekarza, który zajmuje się nerkami i wszystkim co z tym związane - wyniki jakie pokazałam, wywiad jednoznacznie przemawiają, że Weronika ma kamicę układu moczowego.
Choćby 4 wyniki z badania USG podczas tego pobytu, w atakach bólu - gdzie nastąpiło powiększenie nerki i narastało w czasie tak jak to jest przy klasycznym przypadku kamicy.
 To, że kamienia nie zobaczyli na usg - nie znaczy, że nie ma.

Kolejną sprawą na którą doktor zwróciła uwagę - PH moczu. Miałam różne wyniki badań, z różnych lat... czasami robione kontrolnie przy lekach, bez infekcji... Niestety tylko utwierdzały doktor w przekonaniu o tym, że Weronika wyhodowała sobie kamienie.
Gdy doszło do tego obrazu co moja córcia jada - jej ulubione rzeczy, które je często, co przeważa w diecie, czego jest mało... no to mamy: Mleko - podstawa diety (mleko z płatkami, serki, jogurty, kefir czasem, żółty ser i serki topione - nie ma dnia by nie było kilku elementów). Uwielbia czekoladę i kakao, orzechy i masło orzechowe. Mało mięsa a ostatnio wcale nie jada, owoce i warzywa pod przymusem - tylko czasami zrywy na jakieś surówki, czy jednorodny owoc króluje kilka dni.
Jeszcze najgorsze - mało płynów. Zmuszanie do picia i pilnowanie przed atakiem kolki było codziennością. Jej nigdy się nie chciało pić. Teraz musi polubić wodę Jan i nauczyć się by wlać w siebie minimum 2,5 litra (czym więcej to lepiej w jej przypadku).

Skierowanie na oddział już mamy, trzeba ocenić metabolizm, wszystkie funkcje nerek. Czy nic nie jest poza tym co się spodziewamy. W rodzinie jest troszkę obciążeń w tej kwestii więc trzeba wszystko sprawdzić.
No i potwierdzić czy te kamienie są na pewno szczawianowo-wapniowe (czy nie jest kłopot z kwasem moczowym czy czymś innym może... bo podobno różne cuda się zdarzają).

Teraz oswajam temat - poznaję zasady, czytam... częściowo możemy już wprowadzić w życie dietę, pilnować płynów... Ech, tylko jeszcze niech Wercia będzie bardziej uległa w tych sprawach, niech tak się nie stawia... wie o co chodzi, ale jest naprawdę uparta. To dziecko, które ma swoje kłopoty i niby rozumie - NIBY WIE, że gdy nie zastosuje sie do tego to będzie cierpiała, ALE...
Niestety cała odpowiedzialność i trud spoczywa na mnie.

Ja - no cóż. Moje samopoczucie spadło na łeb na szyję... Walczę na przemian z bezsennością, bólem mięśni i stawów, kręgosłup daje czadu, głowa pęka, płuca jakby były za małe i oczy. Te ostatnie coś gorzej funkcjonują - nawet przy zamglonej pogodzie jak dzisiaj gdy samochód mnie oślepi z przeciwka nie widzę. Gdy wejdę do jasnego pomieszczenia, gdy oglnie zmienia się natężenie światła jest dla mnie bardzo kłopotliwe, bo nie widzę. Zanim oczy odzyskają sprawność to mija coraz więcej czasu.
Jak tak myślę o tym teraz - to aż mi głupio. Bo chyba jestem takim odpowiednikiem "złomu" - auto w tym stanie to na szrot się oddaje, a człowiek... no cóż.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz