sobota, 22 września 2012

Nowa dostawa :))))

Wczoraj nareszcie udało się odebrać nakrętki z Warszawy, które czekały całe wakacje w tej szkole:

Zespół Szkół nr 60
ul. Sempołowskiej 4
Warszawa


Ciągle nam coś wypadało, tzn los krzyżował plany transportowe albo szkoła była zamknięta....
Najważniejsze, że się udało i nie straciłam kolejnej partii nakrętek - a wisiała już taka opcja nad tymi workami. Pan Grzegorz już miał naciski by uprzątnąć teren, bo zajmowały miejsce.

Sami zobaczcie czemu tak się cieszę, że się udało :)
Jeden z worków pękł przy stawianiu i od rana miałam troszkę zbierania i wygrzebywania z piasku, bo pieski biegające wolno nocą chyba szukały czegoś bo im pachniało...




czwartek, 20 września 2012

Pierwsza szkoła w tym roku!!!

No to mamy - pierwsza szkoła, która oficjalnie przyłączyła sie do akcji i zbiera nakrętki dla mnie:
Zespół Szkoły Podstawowej i Gimnazjum w Lucieniu - bardzo serdecznie dziękuję :)

Dzisiaj odebrałam partię kilku worków ze szkoły, już je przebrałam i przepakowałam. Na moje oko to jakieś 40 kg, a może nawet i więcej :) Nie mam wagi nawet takiej łazienkowej by to zważyć.

Zostawiłam w szkole plakaty, choć jak rozmawiałam jakiś czas temu z Panią Dyrektor to również zostawiałam... ale gdy będzie wisiał gdzieś na korytarzu w miejscu widocznym to łatwiej wpadnie w oko. W przedszkolu również podrzuciłam - przeciez maluchy nie są gorsze... a do tego noszą sporo picia do przedszkola, nie zawsze zabierają do domu butelki :)))
Może teraz uda się całkiem szybko uzbierać do tych dwóch ton, jakie muszę uzbierać b sprzedać.
PEŁNA MOBILIZACJA!

Czasami wydaje mi się, że mogłabym znacznie więcej zrobić, więcej zabiegać... o te nakrętki choćby, przypominac się ludzikom, żeby pamiętali... z drugiej strony w tym wszystkim co się dzieje wokół mnie to czasami nie mam na nic czasu. Weronia angażuje dość intensywnie :) teraz potrzebuje większego wsparcia i dużo wyczucia trzeba mieć w kontakcie z nią, bo miewa ciężkie dni - takie smutne, zrezygnowane, depresyjne... Chyba podświadomość daje znać że rok szkolny się zaczął - na zewnątrz niby wszystko ok, ale pewne symptomy pokazują jak duży stres przeżywa dziecko. Tym bardziej, że dla niej każda błachostka może być wielkim problemem... inne potrafi bagatelizować, choć powinna się przejąć...
Szkoda, ze w aptece cierpliwości czasami nie można kupić... albo gdzieś na wagę, czy w ogródku posiać...


środa, 19 września 2012

Zbieramy nakrętki i płyty CD, DVD...

Wczorajszy dzień był bardzo zaskakujący - zresztą ja czasami już tak mam... że rano całkiem spokojnie i zwyczajnie a potem lawina niespodzianek.
Od jakiegoś czasu szukałam firm które skupują nakrętki, po informacji że taka jedna... którą zresztą wybrałam gdy zaczynałam akcję, jest chyba nie do końca wypłacalna albo ma jakieś kłopoty.
Dlatego zaczęłam szukać intensywnie kogoś innego - zawsze trzeba mieć plan awaryjny przecież :)
Wysyłałam maile z zapytaniem - ale przecież oni odpisywać nie będą.... Dzwoniłam - ale często trudno się dodzwonić, albo oferują warunki kiepskie - np 40gr za kg nakrętek z odbiorem, to całkowita porażka jakaś.

Wczoraj zadzwonił telefon - Pan D. z jednej z firm recyklingowych... o jakież było moje zaskoczenie.
Pogadaliśmy sobie dość długo, konkretnie... no i mam.
Za 1 zł/kg to ja mogę sprzedać swoje zbiory.
Skupuje nakrętki, skrzynki, wiaderka, wiadra, inne plastiki byle były czyste.
No i jeszcze jedno - strasznie mnie cieszy... SKUPUJE PŁYTY CD, DVD i inne takie :).
Wszelkie płytki - z gazet, katalogów, programy komputerowe, bajki, filmy... nie ważna jakość, płyty uszkodzone, a nawet połamane... ja szukam plastiku a nie tego co na płycie :))))
Gdybyście mieli jakieś płyty - to również pudełka od nich bardzo chętnie przyjmę. To również plastik - muszę go porozdzielać co do jakości i materiały z jakiego są wykonane, ale to pikuś.

Ponieważ coraz więcej osób wspomina o puszkach aluminiowych - rozejrzałam się w temacie i sama zaczęłam je zbierać, czasami ktoś podrzuci. Gdyby komuś zawalały - pięknie się uśmiechnę.

Czyli nakrętki, wszelkie plastiki, płyty CD i DVD, oraz aluminium :)))


niedziela, 16 września 2012

Dostawa nakrętek :)

Wczoraj Monika - koleżanka z moich wczesnych lat szkolnych, z którą m=nie miałam okazji widzieć się tyle, tyle lat :) przywiozła mi nakrętki, które uzbierała z synkiem.
Wielkie dzięki dla Was - pamiętajcie, że nie ważne czy jest ich 10 szt czy 10 kg, bo kaźda nakrętka jest ważna dla mnie.
Nie chcę słyszeć od Was - te moje zbiory są takie mizerne przy tym co uzbierałaś. Tylko gdyby nie pojedyncze nakrętki to przecież nie byłoby nigdy tony.
Monia pamiętała o moim smyku - łobuzie strasznym, który wczoraj o dziwo dał popis ze swojej dobrej strony również. Pierwszy raz gdy miał gościa (- syn Moniki ma ponad 6 lat) bawił się ładnie, dzielił zabawkami, nie wyrywał, nie bił - tylko bawili się naprawdę ładnie... no może mój był bardzo aktywny, biegał robił dużo szumu... ale nie było łez.
Dostałam po Huberciku kilka ciuszków :) za co bardzo dziękujemy. Łobuz będzie miał do przedszkola, bo ma zdolności niszczycielskie.

Po za tym spędziłam przemiłe popołudnie mogąc porozmawiać z Moniką. Taka miła odmiana od codzienności.


Pokomplikowała się sprawa odbioru nakrętek z jednej ze szkół w Warszawie - jest ich sporo i kombinujemy, ale całe wakacje coś szło nie tak, a teraz gdy udało się załatwić auto na niedzielę - niestety nie jest możliwe bo w szkole nie ma nikogo kto mógłby wydać.
Nie wiem czy uda się załatwić jeszcze jakiś samochód - bo nawet gdyby je przewieźć w jakieś miejsce to potem do mnie jednak gołębie tego nie przeniosą. Kombinujemy... a raczej nieoceniona Gosia i Krzysztof. To oni jak zawsze transportują nakrętki do mnie.

Na ten rok załatwiam by szkoła w Lucieniu - szkoła moich dzieci, przyłączyła się do akcji. Oprócz tego inne gminne szkoły i chcę miasto włączyć (nie jest to takie łatwe niestety).
Jestem dobrej myśli co do Lucienia a może nawet jakaś inna dojdzie.
W każdym razie działam nieustannie, choć bardzo powoli... bo zdrowie nie daje mi wolnego - ból jest chyba tym najgorszym elementem. Siła mięśni słaba, zmiany pogody wpływają fatalnie na samopoczucie, odczuwanie bólu, koncentrację, siłę mięśni i ich wytrzymałość.
Staram się nie narzekać, sama siebie mobilizuję... ale wieczorem padam na twarz bez sił... a gdy7 przeforsuję zbytnio mięśnie to potem cała noc z głowy bo skurcze potwornie szarpią w spoczynku.
Boję się zimy troszkę... ale przecież nie pierwsza zima w moim życiu.



środa, 12 września 2012

Zapraszam..

Kochani chciałam Was zaprosić na bloga jednego Anioła - fantastyczna babka, która pomaga choruszkom jak tylko może. Z domu własnego zrobiła "bazę rzeczy potrzebnych" miejsce gdzie wszystko wędruje dalej, do dzieci czy rodzin w pilnej potrzebie.
Może ktoś będzie mógł się włączyć w pomaganie?
Krynia robi naprawdę kawał dobrej roboty!

http://pomagacnadewszystko.blogspot.com/

Pomożecie?

wtorek, 11 września 2012

Weterynarz, Laryngolog... dzień jak wiele...

Dzisiaj dzień zwariowany.
Od rana bunt czterolatka - bo juz chyba jakiś niepokój odnośnie wizyty u laryngologa, nie chciał iśc do przedszkola. Ja miałam sporo spraw do załatwienia takich urzędowo-biurowych - zostawiłam go w domu.

Zaczęłam od wizyty u weterynarza - kotek, którego Weronika uratowała gdy był maleńki, który jest pupilkiem ale chorowitkiem, co jest pozostałościa po kocim katarze w pierwszych miesiącach życia znów nam zachorował. Kilka dni temu znalazłam u niego kleszcza - a dostawał krople na te pajęczaki i jeszcze jest pod ochroną. Kleszcz wbił się tuz przy uchu (prawie już wewnątrz, teraz pozostała brzydka ranka, bardzo opuchnięta i brzydko gojąca się). Wczoraj jakby kaszel, trudności w połykaniu... dzisiaj już nie był w stanie zjeść normalnie karmy bo się dławił, co chwila krztusił się śliną jakby miał coś w przewodzie pokarmowym.
Sama psrawdzałam czy tam nic nie ma, ale nie zobaczyłam nic. Co dobre z tych oględzin - nie ma tez nadżerek w pyszczku itp... ale jest chory. Duże zmiany osłuchowe, obrzęk tchawicy i wymaga podania antybiotyków. Dwa zastrzyki dzisiaj, jutro lek w zawiesinie do pyszczka plus tabletki na 5 dni i obserwujemy, czy zadziała.
Ktoś mógłby powiedzieć, że wydaję na kota gdy sama nie mam na leki... ale to nie jest zwykły kot.
To jest KOT mojej Weroniki, co już zmienia jego wartość w naszym pojmowaniu.
Od małego był "przesrany" i Werka ma poczucie, że jest za niego odpowiedzialna bo uratowała mu życie.

Później zaliczyłam urzędy (zaświadczenia, papierki, ksero itd... czyli biurokracja pochłania masę czasu).
Dopełniłam resztę formalności, poprawiłam błędy jakie wyszły przy wysyłce dokumentacji do Fundacji zgłoszenia Weroniki -= teraz wszystko powinno być OK.
Napisałam i zostawiłam gdzie trzeba podanie o dożywianie w szkole dla Weroniki, bo mała chce chodzić z dziećmi na obiady a ja nie zawsze mam by wykupić jej posiłki w szkole. Mam też świadomość, że nie zawsze zje to co podaje stołówka ze względu na jej problemy żywieniowe (nie tylko wrzody ale i jadłowstręt, czy niechęć jedzenia mięsa). Jednak wśród dzieciaków może naprawdę będzie jadła?
Teraz na próbę wykupiłam na tydzień sama - wczoraj zjadła zupę i tylko zupę (była ogórkowa, parówka i pieczywo - bo to obiady jednodaniowe są, a jak zupy to z wkładką) ale i tak sukces bo jej smakowało :)
Mam też wiadomości ze stołówki, że zjadła jak mówiła - samą zupkę, choć nie była pozytywnie nastawiona póki nie zaczęła jeść :P Panie pilnowały :)

Wracając do reszty spraw - wnioski o rodzinne i inne świadczenia złożone. Więc teraz to mam z głowy.

No dobra - załatwione papiery, kot na lekach zostawiony w domu, nakarmiony rozrzedzonym pokarmem :)
Dzieciaki znów zapakowane do samochodu i od nowa w drogę.
Laryngolog - wizyta po niemal 4 miesiącach, ale jest.
Czekałam na tą wizytę licząc, ze może jednak to przerost migdałów...
Doktor zbadała małego bardzo dokładnie, zmierzyła ciśnienie w uszach (kontrola za jakieś pół roku) i niestety - to nie jest przerost migdałków.
Ani trzeci migdał, ani dwa inne nie są powiększone na tyle by kwalifikowały się do zabiegu.
Jego objawy - kaszel, chrapanie, chrypka, katar, wszelkie choroby itd... to alergia i najprawdopodobniej astma oskrzelowa, co podejrzewają od jakiegoś czasu.
JUż wspominałam w którymś poście o tym, bo Kacpi jest na lekach przeciwastmatycznych, wziewach... i bardzo ładnie zareagował na to leczenie. Teraz wykluczyłam migdał, więc...
Jeszcze opcja jedna - immunolog (może te spadki odporności, częste choroby to jakies inne podłoże? ).
Zobaczymy czy skierowanie wreszcie dostanę... może teraz jak mam zaświadczenie od laryngologa, ze to nie migdał...
Żeby się leczyć to trzeba mieś czas, cierpliwość i pieniądze :(

czwartek, 6 września 2012

Artykuł - wywiad o naszej walce :)

Wczoraj późnym wieczorem został opublikowany artykuł - wywiad, który opowiada o naszej walce z chorobami.
Zapraszam serdecznie do czytania, zostawiania komentarzy i oczywiście pomocy.

Pamiętajcie - każdy może pomóc... wystarczy chcieć.
Ja sama staram się na tyle ile moge posyłać dobro dalej, by nie przerywać tego "łańcuszka dobrego serducha".
Jedynie jak ja mogę się odwdzięczyć to np przekazać leki, które mi nie służyły czy już ich nie wykorzystam dalej - przekazałam dla Hospicjum bo tam zostaną wykorzystane. Przekazuję ubranka po dzieciach czy swoje - ja wiem gdzie posłać i gdzie nawet drobna koszulka wywołuje uśmiech na buziach dzieci.
Moje dzieci sa nauczone dzielić się tym co mają - same dostają czasami zabawki, szanują je... ale gdy szykujemu paczuszkę z ciuszkami zawsze dokładają choć małą zabawkę stosownie do wieku czy płci dzieciaczka.
Koniec podnoszenia własnego ego...
Oto link do artykułu na portalu:

Zapraszam do przeczytania :)

wtorek, 4 września 2012

Zioła - ciiii...

Tak w kilku słowach tylko napiszę, że od swoich ziółek nie odstępuję.
Piję je zawzięcie i już nawet smak nie jest tak okropny.

Efekty - niestety tylko te bólowe, jakieś herxowe efekty specjalne jak szumy i piski w uszach, dziwne mrowienia, bóle wędrujące.
W sumie to piję je tydzień z małym kawałkiem - moim zdaniem zbyt krótko by oceniać cokolwiek.
To nie ABX, które działają niemal natychmiast w przypadku np anginy (bo na Borelkę tez działają po czasie, nie od razu).
Wiem, że coś się dzieje bo są rekacje. Zresztą nie zaszkodze sobie bardziej, niż nic nie robiąc... a na chwilę obecną nie czuję się na siłach by wrócić do ABX.
Di ziółek i tych herbatek oczyszczających próbuję włączyć kalinę, na sprawy kobiece tylko jakoś opornie mi ona wchodzi (nie chodzi nawet o smak, ale na żołądku mi jakoś ciężko z nią... więc stopniowo i lżejszy napar robię).
Rwę również czeremchę - zrobiłam sok z owoców na zimę, bo to naprawdę bogate źródło witamin i cennych składników. Sama piję herbatkę z liści i gałązek - smak mało ciekawy ale... ale ciiii, żeby nic nie zapeszać, a ja wracam do swoich kubeczków, kropelek, nalewek...
No to chlup!!! Na zdrowie i za zdrowie Wasze i moje :)

Elektrostymulator.

No to mam...
Po wielkich przebojach - długim oczekiwaniu nareszcie przyjechał.
Kupiłam go na fakturę pro-forma na Fundację - czyli z subkonta pieniążki miały pokryć koszt zakupu sprzętu. Niestety trwało to dość długo - najpierw księgowano faktury (dwa tygodnie od wysłania, już się martwiłam że list zaginął), później musiałam poczekać na swoją kolej by zapłacono pieniążki do sklepu...
Wczoraj już nerwowo gnębiłam sklep czy otrzymali wpłatę, bo ja mam na minusie tą kwotę od kilku dni - ale w południe zaksięgowano pieniążki i już wczoraj nadano kurierem.

Więc mogę Wam przedstawić swojego pomocnika (masażystę, trenera :P
Mój elektrostymulator
Mam dokładnie taki jak w tym linku.
Nie byłabym sobą gdybym od razu nie sprawdziła czy działa :P
Przeczytałam - pobieżnie instrukcję i do dzieła.
No a jak - zaczęłam od przyjemności czyli masaż :P
Gdyby nie to, że musiałam jechać po Kacpra do przedszkola to mogłabym tak leżeć i poddawać się tym pieszczotom wszelakim. Uchm..... coś niesamowitego :P

No ale przecież zakupiłam go nie tylko dal przyjemności i relaksacji wszelakiej - mam ćwiczyć mięśnie, pobudzać je do pracy i zmuszać do tego, czego dobrowolnie nie chcą robić. Niestety moje zaniki są duże i mięśnie nie na każdy prąd reagują, ale niektóre mniej odnerwione poddają się (nie muszę ustawiać max natężenia).
Jest tych programów bardzo dużo, więc na razie, początek niby miał być delikatny... taki wdrażający itd...
tylko czemu ja jestem po tym zabiegu zwanym treningiem taka zmęczona?
Poważnie - siedziałam, podłączyłam elektrody do nóg, potem ręce i czuję się jakbym na szpadlu troszkę poskakała w ogródku wczesną wiosną... Wcale natężenie nie było duże - tzn ustawiłam tak by lekko mięśnie drgały, ale nie skręcały się :P

Jak na pierwsze użycie i porównanie z tym co miałam na rehabilitacji to jestem całkiem zadowolona.

Dlatego jeszcze bardziej chciałam podziękować tym Wszystkim dobrym ludziom, którzy kupili coś na moim allegro oraz tym, którzy podarowali fanty na aukcje.
 Stymulator kupiłam właśnie dzięki aukcjom.

sobota, 1 września 2012

1 wrzesień... ale dzień energetyczny!!!

Ale dzisiaj piękny dzień... i to wcale nie chodzi mi o pogodę, bo ta iście barowa od samego ranka.Do tego dzisiaj 1 dzień miesiąca (czyżby cały taki się zapowiadał?)...
Od rana na alle moim charytatywnym miły ruch (jak ja się cieszę z każdego maila od allegro, po za tymi o rozliczeniach miesięcznych czy przypomnieniu, że kończy mi się status i muszę przedłużyć...) - sprzedałam paseczek, licytuje się czekoladowe foundee i poszedł zielony szal który został do dalszej licytacji (Monika - wielkie dzięki!!!).
Ja ostatnio uskładałam i dzisiaj przekazałam kilka drobiazgów po dzieciakach wspaniałym duszyczkom, co sprawiło mi wiele radości, że i ja mogłam choć w takim niewielkim wymiarze ale wywołac usmiech na czyjejś buźce. Sama otrzymuję pomoc w postaci fantów na alle (o czym zaraz też napiszę) czy nawet ciuszków na moje kochane stworki, które rosną ostatnio w zastraszającym tempie - więc gdy sama mogę komuś coś podarować to moje serducho się cieszy ich radością. 

P
o za tym przyjechało całkiem sporo nakrętek dzięki nieocenionej jak zawsze Małgorzata Robak i Krzysiowi, który wozi to wszystko :)
Nie wiem jak ja się im kiedykolwiek odwdzięczę... Ech, oni nawet nie wiedzą jak bardzo pomagają.

Kiedy już usiadłam, by podzielić się z Wami tą pozytywną energią to Beata - taka super babka przytargała mi kilka toreb (!) książek, ślicznych ciuchów, bibelotów, i innych fantów na aukcje :)))) Zanim wszystko rozpakowałam to Weronika dobrała się i zawinęła w błyskawicznym tempie figurki jakieś naszyjniki, sama nie wiem co jeszcze :)

Jak na jeden dzień to strasznie dużo pozytywnych niespodzianek - bo wstając rano nic takiego nie było przewidziane na tego pamiętnego 1 września :)))


Wręcz odwrotnie - samopoczucie moje zapowiadało dzień gdy już rano marzę o tym by był wieczór... dzieci będą spały i będę mogła odpocząć. 


A tu proszę - jakby ktoś odczarował mimo pogody wszystko :))





Naprawdę życie jest pełne niespodzianek i wiele aniołów kryje się w zwykłych ludziach.