sobota, 31 grudnia 2011

Odliczanie czas zacząć....

Koniec roku zbliża się wielkimi krokami.
Za kilka godzin już będziemy mieć 2012 rok ;)

Z tej okazji chciałam życzyć Wszystkim wszystkiego co najlepsze.
Niech będzie szczęśliwszy, radośniejszy, pełen zdrowia.
Marzenia niech się spełnią, te duże i te maleńkie.
Czyli samych pozytywnych emocji :*


środa, 28 grudnia 2011

Święta, święta i po świętach...

Czas świąt to czas rodzinny, choć my spędziliśmy go we własnym gronie.
Ani pogoda, ani moje samopoczucie nie nastrajało zbyt świątecznie. Jedynie kolacja Wigilijna była czymś innym niż codzienność. Dzieciaki i ich radość z prezentów jakie Mikołaj zostawił pod choinką... trudne do opisania ;)

Ja nie wiem czy to pogoda, czy po prostu leczenie tak mi daje w kość. Czuję się nieciekawie.
Jestem słaba, bolą mnie stawy - te moje nogi jak kołki po prostu odmawiaja mi posłuszeństwa czasem.
Robię się miękka w kolanach - tylko nie na widok np przystojnego faceta, ale ot tak sobie, np w kuchni przy patelni. Może to syndrom "kury domowej"???
Tak poważnie - powinnam zacząć jakąś rehabilitację, już kilka razy neurolog wspominał... tylko nie mam jak zorganizować tego (dzieciaki, dojazdy itd...).

Nadal ciągnę zestaw ten co od początku - Rifampicyna, Cipronex.
Teraz skończył się Koci Pazur, który również brałam od początku i chyba naprawdę działa.
Muszę zamówić go bo szukałam na miejscu i nie ma jak i kilku innych preparatów.

Ha ha ha - ułatwiłam sobie życie PUDEŁKIEM WĘDKARSKIM!!!
Poważnie - zakup tego cudeńka dał mi jakąś wolność :D Szykuję leki na dwa dni (jedynie nystatyna i probiotyki w lodówce muszą być). W razie wyjścia z domu, nie martwię się tylko siup do torby całe pudełeczko i mam wszystko przy sobie. Druga sprawa - jak mam uszykowane leki na cały dzień to nie ma zastanawiania się - "brałam już tą dawkę, czy nie???" bo moja skleroza...

Sami zobaczcie, jak to fajnie wygląda ;)

wtorek, 20 grudnia 2011

Choinka, choinka...

Ponieważ wcale nie czuję świąt, brak śniegu tylko to nasila więc u nas w domu juz zagościła choinka.
Złamałam tradycję, czyli zakup drzewka Wigilijnym rankiem, ubieranie w południe...
Będzie wcześniej, bo i dzieci spragnione zielonego drzewka...
Zapach niepowtarzalny już w całym domu się roznosi.
Ozdoby wyjęte i przygotowane by załozyc na drzewko... i powstał problem.
W ubiegłym roku mieliśmy choinkę w doniczce, taka z 50 cm... do tego remont przed świętami, potem w lutym pokój dzieci. Teraz za żadne skarby nie mogę zlokalizowac stojaka - diabeł ogonem nakrył... albo złomiarze zabrali.  Idę kombinować z jakimiś doniczkami bo dzieciaki mi jajka zniosa przy tym drzewku ;D

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Na dworze wieje strasznie, jest wilgotno i pogoda nie zachęca absolutnie by wytknąć nosa z domu.
Nawet się nie czuje atmosfery świąt, bo nie ma śniegu!
Wczoraj gdy powiedziałam Weronice, że niecały tydzień pozostał do wigilii to nie mogła uwierzyć własnie dlatego, że nie ma śniegu. No jak to - święta bez białego puszku.... i pytanie: "to jak Mikołaj przyjedzie, chyba musi samochodem" ...
Dzieciaki bardzo pomagają w przygotowaniach, robiąc niesamowity bałagan.
Już nie mam siły gonić ich, bo za moment i tak porozrzucają w pokoiku zabawki.

Święta będą bardzo skromne, może bardzie przypominać będą niedzielny obiad niż tradycyjne Polskie święta - czyli tzw WYŻERKI, gdzie ciężko wstać od stołu ;) Jeszcze muszę się zabezpieczyć w leki, by mi nie brakło niczego. Nie chcę nawet myśleć o rachunku w aptece.


No i koniec spokoju.... Mamo!!! z drugiego pokoju  się rozległo, co oznacza, że synek przywitał dzień :)
Weronika już w szkole, oby dzisiaj obyło się bez telefonu, że znów ją bardzo boli głowa, czy tam kolano, ząb, żołądek (to dzisiaj może być, bo już ją w dołku ściskało...).
Czyli zaczynamy normalny dzień...

sobota, 17 grudnia 2011

Sobotnie zmagania

Dzień wczorajszy był dla mnie trudny i już w południe marzyłam by nadeszła noc...
Moja koncentracja była tak ograniczona, że miałam wrażenie kręcenia się w kółko, stania w miejscu...
Dosłownie gubiłam myśli.
Miałam odwieźć ciocię do Płocka... ale tylko do domu ją dowiozła, gdzie poczekała aż M wróci z pracy - on przejął dalszą część odstawienia cioci do domu.
Gotowanie obiadu chyba powinnam pozostawić innym, bo w pewnym momencie chciałam gołą ręką przewrócić rybę na patelni.
Do tego od rana ból karku - przez dwie godziny jakby kręcz karku mnie dopadł i trzymał i co dziwne to puścił tak samo momentalnie jak i złapał. Pierwszy raz takie coś miałam.
Nogi dziwnie kołkowate, bolące stopy, podeszwy całe w mrówach. Do tego ścięgna bolą - ale to przy tym zestawie antybiotyków normalne. Musze uważać i oszczędzać by ich nie pozrywać....
Wieczorem jak się kładłam nie mogłam znaleźć miejsca, bo nogi jak lody, zimne od kolan, nadwrażliwe na dotyk - tylko pościel a jakby ktoś mnie okładał witkami jakimiś. Ciężka noc za mną... no i przecież za mało bolało, moja głowa sie odezwała około 4... Głowa to za delikatne określenie - łeb bardziej pasuje.
Czasami jak tak bardzo boli, to mam głupie myśli... że gdyby ktoś dał mi gwarancję, że przeszczep od konia, krowy by pomógł w tej kwestii to byłabym gotowa na zamianę.
Może lepiej nie będę głośno lekarzowi tego mówić, bo każe mi z tym do specjalisty się udać....

Dla mnie to czy jestem chuda, gruba, czy wysoka-niska nie ma znaczenia. Najważniejsze, jest to jak się w tym ciele czuję - jak przytyłam po sterydach baaaardzo dużo, to problemem były ciuchy bo w nic sie nie mieściłam ale bardziej chyba to, że nie mogłam sama siebie poradzić. Kręgosłup, stawy kolanowe siadały a moje mięśnie po prostu nie dawały rady - no ale ja przybrałam jakieś 25 kg w 3 tygodnie!!! Miałam 3 brody, karczysko, bary takie, jakbym z siłowni nie wychodziła... no i okolice brzucha...
Ale od lodówki się nie oddalałam za daleko, a spałam z ... kiełbaskami i czekoladą pod poduszką ;))))
Po zmniejszeniu dawek encortonu szybko zrzuciłam nadwagę - po prostu zeszła woda i mogłam się ruszać normalnie.

Czasami jak usiądę i mam chwilkę spokoju... przeważnie w nocy gdy nie mogę spać i jest taka piękna cisza wszędzie to marzę...
I nie mam jakiś marzeń o wyjazdach, wycieczkach czy sprzętach, samochodach. Kurczę, ja chciałabym mieć więcej siły, sprawności jak kiedyś. Chciałabym, żeby nastał taki dzień gdy będę mogła zrobić to co zaplanuję bez ryzyka, że odchoruję to w jakiś sposób (nie mówię o balangach, ale np o dłuższym spacerze z dziećmi :D).  Czy te marzenia mają wogóle szansę się spełnić?

Koniec narzekania, bo trzeba odkurzyć dywan - czyli domowa rzeczywistość...

środa, 14 grudnia 2011

Ach ... Weronika...


Dzisiaj dzień od rana od lekarza, do lekarza... w między czasie RTG...
Weronika w poniedziałek w szkole spadła z drzewa!!!
Skręciła nogę, ale było w miarę ok oprócz bólu co jest normalne przy skręceniu.
Wczoraj poszła do szkoły bo tylko dwie godziny lekcyjne, w jednej sali więc zawiozłam pod szkołę i odebrałam... tylko jakimś cudem inna dziewczynka skoczyła jej na tą stopę.
Tym razem spuchła stopa, palce... podobno bolało tak bardzo, że ruszyć stopą nie mogła.
Zaliczyliśmy chirurga, potem RTG i znów chirurg... całe szczęście to tylko mocne stłuczenie, jest krwiak wewnętrzny ale kości całe.

Wczoraj Weronika miała komisję w sprawie stopnia niepełnosprawności.
Czekam na decyzję i jestem pełna niepewności, czy po naszej myśli....

Wogóle ostatnio jestem jakaś przygnębiona, zdołowana i nawet słonko jak wychodzi to mnie drażni.
Strasznie ciężko mi ogarnąć wszystko, wykrzesać z siebie radość.

Czasami tak jak dzisiaj, wszystko wokoło mnie tak pochłania, że zapominam o sobie, lekach i rzeczach jakie miałam zaplanowane. Dzisiaj rano mąż podał mi leki z godz 5 jak wstał do pracy, ale o 7 juz zajęta szykowaniem dzieci do wyjścia, bo noga spuchnięta i boli... że zapomniałam. Wzięłam teraz, bagatela 4 godziny później.


poniedziałek, 12 grudnia 2011

Poniedziałek...

Dzisiaj poniedziałek, nowy tydzień... jestem bardzo ciekawa co nam przyniesie.
Zaczęłam małe porządki przedświąteczne, na tyle na ile pozwalają mi różne dolegliwości - no i dzieciaki, które skutecznie niweczą plan błyszczącego, wysprzątanego mieszkanka :D
Wiem, że mieszkanie to nie muzeum itd... ale chciałabym sprzątnąć i choć chwilę się tym nacieszyć.
Na razie wygląda to tak, że sprzątnę jeden pokój, wyjdę do drugiego - bo tylko dwa mamy i zaglądając za kilka chwil widzę bałagan. Dzieciaki twierdzą, że to samo tak się robi ;)

W kuchni jest o tyle łatwiej, że tylko ja gotuję. No może trudno określić to co tam zastaję porządkiem... ale mam fantastyczną pomoc domową, co zowie się zmywarką. Naprawdę zakochałam się w niej przez ten rok już nie raz. Jest to jeden z elementów kuchni, którą wygrałam rok temu i nadal nie mogę się nią nacieszyć.
Jak na razie Weronika czasami sobie przypomni, że brudna szklankę to tam trzeba wstawić a nie na stole czy na szafce zostawić... bo może sama wskoczy?
Mąż twierdzi, że on mi nie będzie się wtrącał i po staremu zostawia statki w zlewie.
Kacper tylko lubi zaglądać do naszej Franciszki - fascynują go śmigiełka, jak można zakręcić... no i czasami woda poleci, można się pochlapać, bo woda to jego kochany żywioł.
Kochana Franciszka naprawdę daje mi duże wsparcie przy porządkach :D wszelkie zatłuszczone kratki z kuchenki, filtry tłuszczowe z okapu i takie różne trudne do mycia rzeczy bierze na siebie.

Reszta porządków już nie jest taka łatwa - odkurzacz trochę nie ma mocy ssącej, więc bywa ciężko tym bardziej, że i tak odkurzenie dywanu dla mnie to sport wyczynowy.

Jeszcze nie wiem co wymyślę na święta z jedzeniem... z moją dietą będę musiała pokombinować.
Muszę upiec coś dla domowników, no i dla siebie jakieś dozwolone słodkości.
Na pewno zrobię sernik z jogurtów bałkańskich/greckich bo go uwielbiam.
Może ciasteczka śmieciowe - czyli otręby, płatki owsiane i takie różności.
Zobaczę co jeszcze mi do głowy wpadnie ;)

Co do mojego leczenia, to w weekend chwilami ciężko było, metronidazol odczuwałam od strony żołądka.
Bóle stawów wędrujące, napady bólu głowy - jak przy migrenie, ale nie trzymało mnie przez 3 dni tylko złapało kilka razy na godzinę, dwie... Wtedy boli ucho, zęby i ogólnie w głowie się dzieją dziwności.
Teraz jest lepiej, ucisk nad oczami ale idzie to wytrzymać.

Mam nadzieję, że uda mi się zrobić co zaplanowałam sobie w duchu... bo jutro nerwowy dzień - Weronika ma komisje na stopień niepełnosprawności. Mam nadzieję, że jej przedłużą bo kłopotów nie ubyło a wręcz w drugą stronę.
Jest cały czas pod opieka specjalistów, czeka na telefon ze szpitala by zrobili pełną diagnostykę i obserwację, może tam dobiorą jej jakieś leki, ustawią to leczenie i będzie wreszcie lepiej....

No to czas na kawkę - zapraszam na świeżo mieloną, pyszną kawę... juz mi pachnie i kusi....

piątek, 9 grudnia 2011

Proszę Was o 1%

Koniec roku bardzo szybko się zbliża.
Już niedługo czeka nas rozliczanie się z fiskusem.
Bardzo Was proszę o podarowanie 1% za 2011r - każda kwota, nawet najdrobniejsza jest bardzo cenna.
Pozwoli mi na kontynuowanie leczenia.

sobota, 3 grudnia 2011

Sobota...

Pewnie jak większość, soboty u mnie w domu to pracowity dzień.
Od rana jakieś zakupy, sprzątanie, obiad...
Ponieważ ja mam dietę mocno okrojoną z produktów jakie jadają inni domownicy, więc często sama zjadam co mam pod ręką z listy produktów dozwolonych a gotuję obiad większości ;)
Dzisiaj musiałam sobie "dogodzić" bo naprawdę już byłam głodna jakiegoś bardziej "normalnego" obiadu.
W rozmowach z cudowną mamuśką - Kasią, kilka razy pojawiały się kluski z sera i zawsze wracały wspomnienia z dzieciństwa. Jakoś sama nie robiłam ich od czasu gdy Weronika oprotestowała stanowczo dawno temu. Ona jest "kopytkowa" a ziemniaki u mnie na liście zakazanej.
Mąki pszennej nie mogę, więc zamiennie żytnia poszła w ruch i zrobiłam sobie kluseczki...
Nie macie pojęcia jak smakowało to cudeńko, choć kolor może mało apetyczny bo szarawy,  brakowało zasmażanej bułeczki do okraszenia - było samo masełko i odrobina Ksylitolu.
Te drobne detale nie mogły popsuć mi i tak uczty :)
To dosłownie jak dziecku dać lizaka, który stał za szybką i czekał na święto :D

Dzisiaj wogóle mam kuchenny dzień - chodzi o gary oczywiście. Jeszcze chlebek został mi do upieczenia.
Moja dieta i chleb żytni na zakwasie - bo mam dość styropianowych wafli, czy tekturowych kanapek.
Jak sama piekę chlebuś to za każdym razem mam inny - bo możliwości jest cała masa, zioła, ziarna, przyprawy, dodatki... Lubię kombinować w tej kwestii bo tylko ja jem taki chlebek w domu.

Żeby nie wyszło, że tylko ja dzisiaj najedzona jestem ;)
Dzieci wcześniej obiadek jedzą to dostały pomidorówę, na więcej jakoś ochoty nie miały.
Ugotowałam jeszcze gar fasolki po bretońsku - tak z 1 kg fasolki :D więc jest tego całkiem sporo.
Tu moja przezorność wychodzi - bo mam dzień, że więcej mogę zrobić i wekuję, mrożę... a w chwili, gdy choroba mnie zboksuje i leżę tylko wyciągam zapasy.

Podsumowując dzień dzisiejszy uważam za udany ;)
Dałam radę zrobić więcej niż zaplanowałam, pokonałam niejako siebie i wiecie co - jestem z siebie dumna.
Czasem sama siebie muszę podbudować ;)

piątek, 2 grudnia 2011

Kolejny herx mnie wytarmosił...

Dosłownie czuję się jakbym stoczyła walkę bokserską czy inną siłową.
Jestem obolała i osłabiona.
Zaczęło się niewinnie od wędrujących bóli stawów, potem głowa i ucho. Gdy zaczęły mnie boleć zęby - nie wszystkie na raz, ale tak pojedynczo tylko np pół godziny jeden, potem kolano, znów jakiś ząb i np ucho... takie to jest dziwne i nieprzewidywalne, a bardzo uciążliwe.
W nocy przyszło do tego osłabienie, duszności, ból mięśni i skurcze - trzykrotnie wstawałam się przebrać bo byłam zlana potem, choć w mieszkanku raczej chłodno i mi było też zimno.

Najśmieszniejsze, że nie spodziewałam się takiego spektaklu objawów, bo ja Metro biorę weekendowo, więc środek tygodnia był zaskoczeniem. Dzisiaj właśnie mam wziąć Metro i aż się boję co będzie - bo jak uwolnię inne paskudy jeszcze to może się dziać.
Nadal boją mnie stawy, można powiedzieć, że rwą a nie bolą.
No to idę połknąć tableteczki z godziny 7 - i metro po nich... Trzymajcie kciuki za mnie.

sobota, 26 listopada 2011

Radość wielka ;)

Strasznie ostatnio się ucieszyłam, bo niby na początku listopada wygrałam w konkursie aparat fotograficzny, ale brak informacji, potem suchy mail z prośbą o dane adresowe i znów długa cisza... aż tu niespodziewanie kurier zapukał do drzwi ;)
Mam swoją nagrodę w prezencie na imieniny ;)
Nie macie pojęcia jak bardzo się ucieszyłam, jaka to radocha :D
DZIĘKUJĘ bardzo, bardzo wszystkim którzy oddawali swoje głosiki na moją inspirację - to dzięki Wam spełniło się moje marzenie i wygrałam.
Aparacik Nikkon CoolPix S3100 - po malutku rozpracowuję robienie wyraźnych fotek - może nareszcie allegro moje ruszy.
Wygrzebałam jeszcze z zakamarków różne rzeczy, wszystko co od Was podostawałam na aukcje uszykowałam więc będę pracować nad aukcjami ;D
Muszę ruszyć ten zastój, bo naprawdę zbieranie środków na leczenie idzie bardzo opornie. Kryzys o którym jest tak głośno widać w portfelu, w sklepach i na moim subkoncie.

Jak coś to zapraszam na moje Allegro charytatywne ;D

piątek, 18 listopada 2011

1%

Dzisiaj rano zalogowałam się do swojego subkonta w Fundacji i nareszcie mam zaksięgowane kwoty z 1%, który przekazliście na moje leczenie i walkę z chorobą.
Za każdą złotóweczkę jestem bardzo, bardzo wdzięczna.
Ponieważ w tamtym roku wiele osób pytało, czy masz ode mnie , czy moja wpłynęła... poniżej wstaię to co sama widzę, bo nie ma nazwisk a tylko kwota i urząd skarbowy który przekazywał wpłatę.
Również proszę, gdyby ktoś przekazywał 1% na moje leczenie a nie widział wpłaty na tej liście o kontakt, bo po 5 grudnia będę mogła złożyć reklamację i poszukają tych pieniążków.


106,30 zł
Urząd Skarbowy w Głownie, --, -- --
2011-11-1525,40 złoppUrząd Skarbowy w Głownie, --, -- --
2011-11-1529,80 złoppPierwszy Urząd Skarbowy w Poznaniu, --, -- --
2011-11-1517,40 złoppUrząd Skarbowy Warszawa-Bielany, --, -- --
2011-11-1567,80 złoppUrząd Skarbowy w Pruszkowie, --, -- --
2011-11-1585,20 złoppUrząd Skarbowy w Płocku, --, -- --
2011-11-1577,20 złoppUrząd Skarbowy w Płocku, --, -- --
2011-11-157,80 złoppUrząd Skarbowy w Płocku, --, -- --
2011-11-1548,20 złoppPierwszy Urząd Skarbowy w Katowicach, --, -- --
2011-11-1535,90 złoppUrząd Skarbowy w Bełchatowie, --, -- --
2011-11-1514,30 złoppUrząd Skarbowy w Żyrardowie, --, -- --
2011-11-1533,60 złoppUrząd Skarbowy w Wołominie, --, -- --
2011-11-1533,50 złoppUrząd Skarbowy w Płocku, --, -- --
2011-11-1572,30 złoppUrząd Skarbowy w Pruszkowie, --, -- --
2011-11-1569,70 złoppUrząd Skarbowy w Gostyninie, --, -- --
2011-11-1577,60 złoppUrząd Skarbowy w Gostyninie, --, -- --
2011-11-1537,00 złoppUrząd Skarbowy w Świnoujściu, --, -- --
2011-11-156,70 złoppUrząd Skarbowy w Gostyninie, --, -- --
2011-11-1554,80 złoppUrząd Skarbowy w Słupsku, --, -- --
2011-11-1527,00 złoppUrząd Skarbowy Poznań-Grunwald, --, -- --
2011-11-1579,70 złoppUrząd Skarbowy w Wałbrzychu, --, -- --
2011-11-1531,90 złoppUrząd Skarbowy w Żyrardowie, --, -- --
2011-11-1518,70 złoppUrząd Skarbowy w Bełchatowie, --, -- --
2011-11-1515,00 złoppPierwszy Urząd Skarbowy w Katowicach, --, -- --
2011-11-1554,10 złoppUrząd Skarbowy w Siedlcach, --, -- --
2011-11-15116,00 złoppUrząd Skarbowy Poznań-Grunwald, --, -- --
2011-11-1529,90 złoppUrząd Skarbowy w Gostyninie, --, -- --
2011-11-1512,20 złoppUrząd Skarbowy w Gostyninie, --, -- --
2011-11-1512,30 złoppUrząd Skarbowy w Słupsku, --, -- --
2011-11-1555,40 złoppTrzeci Urząd Skarbowy Warszawa-Śródmieście, --, -- --
2011-11-1519,70 złoppUrząd Skarbowy w Gostyninie, --, -- --
2011-11-1553,60 złoppUrząd Skarbowy w Siemianowicach Śląskich, --, -- --
2011-11-1536,00 złoppUrząd Skarbowy w Gostyninie, --, -- --
2011-11-1513,20 złoppPierwszy Urząd Skarbowy w Katowicach, --, -- --
2011-11-1551,70 złoppUrząd Skarbowy w Nidzicy, --, -- --
2011-11-1512,70 złoppUrząd Skarbowy Warszawa-Bielany, --, -- --
2011-11-152,80 złoppUrząd Skarbowy w Jaworznie, --, -- --
2011-11-154,00 złoppUrząd Skarbowy w Jaworznie, --, -- --
2011-11-1539,80 złoppUrząd Skarbowy w Płocku, --, -- --
2011-11-15116,40 złoppUrząd Skarbowy w Płocku, --, -- --
2011-11-15297,80 złoppUrząd Skarbowy w Otwocku, --, -- --
2011-11-15110,00 złoppUrząd Skarbowy w Płocku, --, -- --
2011-11-15100,30 złoppUrząd Skarbowy w Płocku, --, -- --
2011-11-157,20 złoppUrząd Skarbowy w Płocku, --, -- --


W sumie z 1% udało mi się zebrać 2217,9 zł, to w obecnej chwili bardzo potrzebne pieniążki, które umożliwią mi choć przez chwilę przedłużyć leczenie.
W tym roku muszę bardziej się postarać ;) bo w ubiegłym w tym okresie rozliczeń podatków miałam na głowie remont, popsutego kompa i nie miałam ulotek, nie rozgłaszałam sie po portalach czy wszelakich miejscach.

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM !!!

poniedziałek, 14 listopada 2011


Na razie wytrwałam i leczenie ciągnę, choć wczorajszy dzień i dzisiejszy tak mi daje po du... szy.
Od samego początku, zanim wdrożyłam pierwszy raz metro miałam dziwne bóle, sztywność karku, mrowienia o których pisałam. Teraz pojawia się to czasami, choć nieregularnie i niekoniecznie przy metro.
Wczoraj myślałam że zwariuję - ból potworny mięśni, stawów albo kości, nawet nie jestem w stanie togo rozgraniczyć co właściwie mnie bolało. Nogi po prostu jak kołki, obolałe, sztywne i słabe. Do tego ból ścięgien więc chodzenie praktycznie tylko w ostateczności.
Nawet leżeć było ciężko, bo kręgosłup tez boli. Na reszcie, która mniej jest obolała niż nogi bóle wędrujące, które skaczą i wręcz szarpią. Taki ból nie trzyma długo - złapie, pulsuje jakby i po chwili (max kilka minut) puszcza.


Jedno co zauważyłam to przy metro mam potworne bóle głowy, za każdym razem.


Teraz inne sensacje, które chyba mają związek z efektami ubocznymi leków bardziej, niż herxami... Od kilku dni co noc śnią mi się takie głupoty, że budząc się nie mogę się odnaleźć. Zlana potem, zmęczona, przestraszona.


Samopoczucie kiepskie, ale wiem, że tak musi być... by kiedyś było lepiej.
Chyba bardziej bym się martwiła, gdyby nic nie bolało, nie było reakcji na leczenie. 
Tylko w chwili gdy skręca ból, trudno czasami pamiętać o tym i człowiek pęka, nerwy puszczają.



czwartek, 10 listopada 2011

Kłopoty cd...

Dach dalej się remontuje, a ja już mam serdecznie dość.
Nie dość, że Pan źle wymierzył i wyliczył blachę, folię, rynny - tego brakuje, a znów wełny jest za dużo aż 3 rolki prawie, to teraz znów czekamy na dostawę blachy. Ciągnie się to niemiłosiernie wszystko, że mnie momentami krew zalewa. najbardziej boję się, że po końcowym podliczeniu wyjdzie dużo wyższa kwota niż to co Pan dostał. 
Moje leczenie jest coraz trudniejsze, bolą mnie stawy, mięśnie, wiecznie łupie w głowie...
Weronika słabo reaguje na leczenie i sprawia kłopoty, nie można jej pozostawić bez nadzoru praktycznie.
Chyba jestem zmęczona i mam zły dzień, bo nic mi się nie klei, nie mam siły i serca do niczego - nawet chleb mi dzisiaj nie wyszedł jak powinien a to bardzo rzadko się zdarza, bo schrzanić chleb nie jest łatwo.

Ech... muszę to wszystko sobie poukładać, przetrawić i może dojdę do siebie.

sobota, 5 listopada 2011

Listopad grypą przywitany...

Zaczęło się chorowanie, jak tylko Weronika poszła do szkoły. Już na początku września złapała wirusa, potem mały od niej.
W momencie gdy udało mi się wychwycić moment, że była zdrowa podałam szczepionkę doustną.
Teraz dla odmiany Kacperek się rozłożył, w noc poprzedzającą Wszystkich świętych.
Biedaczek całą noc zrywał się z płaczem, prężył nóżki, kręcił się i co zasnął znów to samo. Nie można było podać mu ani syropu od gorączki, ani do buzi Tantum Verde psikać bo zwracał zaraz.
Na pogotowiu Pani Doktor stwierdziła, że to jeszcze nie angina tylko wirusowe. U niego wirusówki ostatnio kończą się własnie anginą, zapaleniem ucha, a w najgorszym wypadku zapaleniem oskrzeli. Dlatego tak się obawiałam czy to tylko jakiś wirus.
W środę Weronika zaczęła się pokładać, a po szkole już była "gotowa".
Mnie złapało w czwartek po południu, myślałam że się wyliżę i zapobiegawczo łykałam duże dawki witaminek, jakiś środków p/grypowych... Niestety, przy antybiotykach nie udało mi się. Dzieciaki maja już tylko katar, Kacper kaszle jeszcze (jest tradycyjnie na inhalacjach), a ja leżałam cały dzień plackiem.
Od wielu lat nie gorączkowałam, jedynie jakieś liche 37,5... wczoraj aż się przestraszyłam, bo 39,6 to u mnie jakiś kosmos!!! Nie wiem czy coś się odblokowało, czy tak na antybiotykach jest czy ki diabeł, ale temperatura mnie bardzo osłabiła.
Jeszcze do tego straszny ból głowy mnie męczy. Nie wezmę na razie nic, bo wczoraj połknęłam sobie tableteczki... i bym odjechała.
Cefalgin - brałam już kiedyś i nic się nie działo. Wczoraj nie miałam nic innego pod ręką, wzięłam dwie i w kilka minut po połknięciu się zaczęła jazda. Najpierw swędzenie i kłucie śluzówek w buzi, potem oczy. Przekopałam szafkę z lekami i wzięłam wszystko co znalazłam p/alergicznego bo już świąd skóry mnie opanował. Wzięłam Zyrtec, Claritine, wypiłam diw tabletki wapna i po pół godziny kolejne dwie. Jeszcze znalazłam syrop dzieciaków Clemastinum, on tez ma takie działanie więc wzięłam max dawkę. Dużo by opowiadać, ale skończyło się zastrzykiem i potem tylko marzyłam by móc pójść spać.

Wczoraj był 4 listopad - dzień urodzin mojej córci. Niestety choroby pokrzyżowały nam troszkę plany, ale przyszła koleżanka do niej i się bawili. Dzień wcześniej upiekłam ciasta, bo myślałam że ktoś może będzie pamiętał i ją odwiedzi... ale niestety.
Dobrze, że dostała kilka kartek pocztą, z których bardzo się cieszyła (DZIĘKUJĘ DZIEWCZYNY!!!).

Dzisiaj na razie samopoczucie w miarę dobre, porównując z wczorajszym dniem. Głowa boli ale boję się wziąć coś ;) a paracetamol (sam jeden) nie działa na mnie niestety.

sobota, 29 października 2011

Dzisiaj jest dla mnie dzień dość trudny...
Z jednej strony samopoczucie kiepskie.
Wczoraj zaczęłam brać metronidazol i chyba dużo bakterii zostało uwolnionych z rozbitych cyst, bo już w nocy ból głowy nie do zniesienia, nogi bardzo rwały. Stopy, a właściwie podeszwy bardzo bolą, palą, kłują...
Nie wiem czy źle spałam, czy to od głowy, czy to też zaliczyć do HERXA ale kark mam jakby mnie pokręciło, nie mogę odwrócić głowy w prawo :D co śmiesznie wygląda, bo obracam się cała sobą.
Jest ciężko, mam nadzieję że jutro będzie lepiej bo w planach wyjazd na cmentarze.

Z drugiej strony wielka radość.
Naszym utrapieniem był dach, który po prostu przeciekał mimo różnorakich sposobów i prób naprawy.
Od lata walczyliśmy by zdobyć środki na naprawę, ale koszty... co tu dużo mówić. OGROMNE.
Część pieniędzy otrzymałam z Fundacji - pisałam podanie z prośbą o pozwolenie na wykorzystanie części środków zgromadzonych na subkoncie na remont dachu. Uzyskałam zgodę, znalazłam wykonawcę, który po pierwsze był z polecenia, po drugie była szansa że do zimy zrobi nam dach.
Problemy się piętrzyły, bo koszty po wejściu na dach, pomiarach i dokładnych wyliczeniach przerosły znacznie środki jakie mogłam wykorzystać z fundacji (stan subkonta nie pozwalał na wyższe kwoty, no i wcześniej taka wycena, bez bardzo dokładnych pomiarów była niższa).
Resztę pieniążków musieliśmy zdobyć co nie było łatwe i będziemy spłacać i oddawać jakiś czas, ale zebraliśmy potrzebną kwotę.

Z niemałymi problemami w końcu Udało się rozpocząć prace.
Dzisiaj od 7 rano panowie walili, stukali, pukali... było bardzo głośno do godziny 16 - po niedzieli będą kończyć.

Gdy okazało się, że moje objawy to nie zapalenie stawów, zmęczenie, depresja, wiatr w górach wieje, ma się na deszcz... i tysiąc innych powodów a pieniążki z subkonta, które zbierałam wcześniej zostały już przelane na zakup materiałów byłam bardzo rozdarta.
Z jednej strony wiedziałam, że sami nie damy rady nigdy zrobić tak wielkiej rzeczy jaką jest remont dachu, a gdy będzie nas zalewać dalej tak jak teraz to grzyb odnowi się bardzo szybko.
Cała praca jaka rok temu została włożona w doprowadzenie domu do stanu zdatnego do zamieszkiwania, żeby był zdrowy, bezpieczny i przyjazny... po prostu pójdzie na marne.
W tamtym roku takim wielkim rzutem na taśmę zaczęło się tyle zmieniać...
Konkurs IKEA, który wygrałam z pomocą wielu, wielu ludzi którzy codziennie głosowali na mój projekt kuchni, prosili o głosy znajomych... przeszliśmy przez ten miesiąc tyle zawirowań, tyle nieuczciwych konkurentów do nagrody zostało zdyskwalifikowanych... a nam udało się wygrać.
Wygrałam KUCHNIĘ MARZEŃ...
Nie macie pojęcia jaka byłam szczęśliwa, a zarazem przerażona. Cieszyłam się bo jak można się nie cieszyć... ale już myślałam, jak wstawić nowe meble w tak zagrzybione mieszkanie - przecież to od razu zostanie zainfekowane i pójdzie na zmarnowanie.
Dziewczyna która pomaga, wspiera i organizuje wielka pomoc - dokonała niemożliwej rzeczy.
Dzięki jej pomocy znalazł się człowiek, który profesjonalnie odgrzybił nasze mieszkanie.
Pan, który przyjechał do nas był przerażony... pracowali kilkanaście godzin, ale gdy wyszli mieszkanie było BEZPIECZNE!!!
Niestety meble jak się okazało były tak zawilgocone, że jak je odgrzybiono to zaczęły się rozpadać. Nie można było zostawić w nich grzyba, żeby się nie rozsiewał dalej.
Tutaj znów stało się coś niesamowitego.
Gdy z IKEA dostałam potwierdzenie wygranej, poprosiłam o możliwość zamiany kuchni na tańszą a resztę na meble dla dzieci, takie używane, ze zwrotów od klienta czy powystawowe...
Przyjechała ekipa, która wymierzyła kuchnię, Pani projektantka pomogła dobrać różne rzeczy i zaplanować by była funkcjonalna, Pani z marketingu zastanawiała się co mogą i jak mogą pomóc z meblami, bo do wymiany było wszystko...
W ciągu trzech dni spakowaliśmy mieszkanie do jednego pokoju i łazienki, a pokój i kuchnia były kute, malowane - po prostu remont na całego...
Umęczeni... ale Wigilia w nowej kuchni, nowe meble w pokoju... To były najpiękniejsze święta od wielu, wielu lat.
Gdy wiosną po którymś bardzo ulewnym deszczu w nocy usłyszałam "kap.kap" wyrwałam z łóżka jak oszalała... Leciało u dzieci w pokoju, który w lutym skończyliśmy remontować - nowe podłogi, nowe meble, odmalowane, odświeżone wszystko... Zalewało mi moją KUCHNIĘ MARZEŃ.
Nie płakałam nad zaciekami - tylko oczami wyobraźni widziałam znów tego przeklętego, śmierdzącego grzyba którego nie mogliśmy opanować i wytępić...
Dlatego pisałam przez tyle miesięcy pisma, podania, prośby, apele... do firm, fundacji, w różne miejsca wysyłałam. Jeździłam na rozmowy, znajomi rozpytywali, próbowali znaleźć sposób...
Zdarzały się również bardzo niemiłe sytuacje, usłyszałam nie raz dosadne słowa...
Łatwo powiedzieć, że jestem pazerna bo wygrałam kuchnię, tyle dostałam i jeszcze o dach "żebrzę"...
Zamieniła bym to wszystko na zdrowie, siłę, samodzielność... Bardzo chciałabym być zdrową, pracująca mamą, która sama może zadbać o swoje dzieci.
Bardzo chciałabym mieć zdrowe dzieci!!!
Ale to wszystko nie powstrzymało mnie - czasami tylko na moment się zawiesiłam, ale chwilka i znów szukałam.
Ten dach jest koniecznością.
Teraz będzie cieplej bo został ocieplony.
Będzie sucho - nie będzie przeciekał.
Teraz nie muszę bać się deszczu, śniegu... że znów zaleje.

Teraz mogę swój czas i siły poświęcić dzieciom i walce z chorobą.

wtorek, 25 października 2011

Pierwsze cukiereczki drugiej serii...

No to już od 5 zaczęłam dzień cukierkami.
Wczoraj od rana wisiałam na telefonie w poszukiwaniu leku. W sobotę objechałam wszystkie apteki w Gostyninie, obdzwoniłam kilka w Płocku zanim je zamknęli i nigdzie nie było, a co gorsza to w hurtowniach nie było. Wiele osób ruszyło na poszukiwania tego leku i problem ma większa skalę. Wczoraj znalazłam opakowanie w jednej z Płockich aptek, znajoma również dała znać że u niej jest dostępny... czyli mam jakąś alternatywę jak coś ;D
Na razie próbuję ustawić to tak, by zachować pewne zasady - co na czczo, z dala od jedzenia, co można z posiłkiem, z czym nie wolno łączyć niektórych...
Doba powinna mieć stanowczo więcej godzin by to rozłożyć i jeszcze wyspać się normalnie ;D

Dzisiaj moja głowa jest niczym wielki balon - nie wiem jak to nazwać.
Po prostu boli niemiłosiernie.
Trochę wpływ ma pogoda bo piękne słońce za oknem, ale nocne harce mojego synka który wczoraj zasnął w samochodzie i później nie można było go dobudzić, wykończyły mnie i wstałam nieprzytomna. On wstał później przed 7 rześki jak skowronek, a ja... no co tu dużo mówić, starość nie radość ;)

Przekopuję się własnie przez informacje, odświeżam wiedzę na temat diety.
Nie wiem czy mąkę miałam jakąś nieczystą, czy coś się zadziało ale mój zakwas na chleb jest nie taki jak powinien być.
Kurczę - a on już był naprawdę bardzo dobry, silny i dojrzały. Pięknie chlebuś wyrastał.
Najważniejsze, że miałam pewność, na 100% że czysto żytni jest.
Teraz nastawiłam nowy ale potrwa troszkę znaim dojdzie do swojej mocy - poczekam, bo ile można jeść pieczywko chrupkie?
Z czasem smakuje jak tektura, ryżowe niczym styropian ;D
A moje dzieci lubią sobie pochrupać bo nie muszą jeść tego ;D

sobota, 22 października 2011

I już po pierwszej wizycie...

Wczoraj byłam u lekarza leczącego wg ILADS. Pani doktor która jest specjalistą neurologiem, bardzo dokładnie i szczegółowo oglądała całą dokumentację z ponad 15 lat jaką posiadam. Nawet to, że uznawałam za nieistotne i odkładałam na bok, bo stare i nie dotyczy ją interesowało. Bo co wspólnego według mojej oceny miały karty wypisowe ze szpitala, z czasów problemów z ciążą Weroniki? Albo moja karta szpitalna jak miałam 16 lat?
Do tego badanie, oględziny, dokładny wywiad od kiedy pamiętam jakie miałam różne  problemy zdrowotne... powiązanie tego wszystkiego... i jak wyszłam, spojrzałam na zegarek to wizyta trwała naprawdę długo - półtorej godziny.

Nie wiem czy dobrze, czy źle... ale doktor jest pewna, że mam babeszjozę, która blokuje leczenie. Babs podejrzewała lekarka u której leczyłam się wczesniej, ale wtedy od początku było tak wiele objawów z różnych układów, że można by wszystkie koinfekcje chyba mi przypisać. Borelioza to nie wszystko niestety.
Teraz leczenie mam ustawione na babs, oczyszczenie stawów i układu nerwowego. Od tego zaczynamy.
Boję się, bo jeden z tych leków poprzednio mnie rozłożył. Trzy razy próbowałam wdrożyć zestaw z Cipronexem i nie dawałam rady.
Doktor twierdzi, że to jest lek dla mnie najlepszy i daltego własnie była tak silna reakcja. Teraz gdy coś będzie się działo, mam odpoczywać, bardzo ograniczyć aktywność fizyczną i wytrwać... by kiedyś mogło byc lepiej.

Zestaw jaki mam na start:
Cipronex 500 2x1
Rifampicyna 300 2x1
Metronidazol 250 2x2 przez 3 dni w tygodniu (w każdym tygodniu),
Nystatyna 500 3x2

Do tego wszelkie suplementy, witaminy, ale podstawowa lista to:
PROBIOTYKI!!!
Koci Pazur (pomału zwiększać by dojść do 6 kaps/doba)
Vit C 1000mg
Hepatil 2/3x1
Biomarine 1140 1x1
Magnez + wit B6
Centrum lub jakiś kompleks witamin.
Jeszcze jest kilka pozycji, które będe wdrażać po mału.

Tych suplementów i wszelkich probiotyków poszukuję wśród znajomych, bo czasami zostają komuś i już nie korzysta. Leczenie będzie trwało dość długo więc nadmiernych ilości nie uzbieram bo na bieżąco zjadam - ale gdyby się udało, to miałabym już lżej.

Do tego wszystkiego muszę bardzo się zmobilizować i wrócę do bardzo ścisłej diety. To będzie na początku troszkę stresujące (bo jestem słodkolubna, pszenne wypieki bardzo lubię i wiele zakazanych teraz produktów jak np ser pleśniowy, cukier, owoce itd...). Jak już przestawię organizm i wejdzie mi w krew gotowanie na dwa garnki to będzie ok ;)

Teraz się zacznie :D

czwartek, 20 października 2011

Nowe aukcje

Ponieważ nie mogłam dzisiaj zebrać się do żadnej konkretnej pracy, to z pomocą super kobietki,Patrycji wystawiłam kilka aukcji.
Ona robiła zdjęcia i mi je wysyłała na maila - ja wystawiałam aukcje ;)

Niestety sama nie mam teraz możliwości wystawiania - aparat jest w stanie bardzo kiepskim i moja cierpliwość jest zbyt mała, by podjąć z nim współpracę.
Staram się zmienić aparat - biorę udział w konkursie, gdzie nagroda miesiąca jest taki fajny sprzęt foto, który ułatwiłby mi życie ;)
Sami zobaczcie:
Moja inspiracja konkursowa

Wszystkim którzy klikają mi zawzięcie, bardzo dziekuje i mam nadzieję, że do końca wytrwają ;D

Teraz zapraszam Was na moje allegro ;)

Moje aukcje

Może macie jakieś pomysły na aukcje? Jakieś gadżety, bibeloty - cokolwiek.

Ciężki poranek...

Oj dzisiaj to sobie rano musiałam dać czas na rozruszanie się...
Czułam każdy staw chyba, nawet te o których istnieniu nie pamiętałam ;)
Już było znośniej i bach... jak robot, który nienaoliwiony od dawna i lekko rdzewieje. Skrzypiałam, strzelałam :D
Jak tak dalej będzie, to wtedy gdy muszę wstać wcześniej będę musiała brać poprawkę przynajmniej półgodziny, żeby doprowadzić siebie do stanu używalności.
Teraz jakoś ruszam kończynami, ale leki rozluźniające, przeciwbólowe zaczęły działać - co czuję po przymuleniu. Nie odważyłabym się wsiąść za kierownicę w takim stanie.
W takich chwilach czuję się jakbym miała 3 x tyle lat co mam, więc nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie jak mogłaby wyglądać prawdziwa starość :/

Dopada mnie melancholia - raczej depresja nawet. Nie daję rady psychicznie z tym wszystkim. Już znam siebie na tyle, że wiem co nie co o tym co wpędza mnie najbardziej w takie stany. Kłopoty to jedno, ale choroba i ból, z którym trudno walczyć bardziej daje mi się we znaki. Jestem zła sama na siebie.

wtorek, 18 października 2011

Pozbyłam się złudzeń...

Dzisiaj od rana miałam dość nerwowy dzień.
Jakoś tak skupiło się kilka rzeczy.
Dzieciaki się rozłożyły - złapał ich jakiś wirus chyba, więc siedzą w domu i sie kurują. Ja po południu spędziłam 45 minut u neurologa, który niestety nie pocieszył mnie.
Ponieważ  nie byłam już jakiś czas u neurologa, a trafiłam na tego u którego leczyłam się na początku chorowania praktycznie i pamięta mnie sprzed kilku lat, to był zaskoczony wręcz, że jest jak jest. Bo porównując to co było przed leczeniem BB a dzisiaj (choć nie jest dobrze) to i tak poprawa ogromna ;)
Ja sama dzisiaj porównując czas wiosny tego roku widzę różnicę, tylko ja dostrzegam pogorszenie. Wróciły bóle stawów - na początku to były głównie kolana, potem łokcie i kostki, teraz są to typowe bóle wędrujące. Potrafi bardzo rwać łokieć, i jak już przejdzie to boli kolano. Na początku nawrotu nie było również okresów polepszeń - dopiero teraz zaczyna się to klarować.
Trzy miesiące już się ciągnie to odsuwanie myśli od siebie, że to BB.
Dzisiaj neurolog odesłał mnie bardzo stanowczo do lekarki u której się leczyłam.
Więc przestaję szukać wymówek, że pogoda się zmienia, że to halny w górach wieje... tylko do dzieła. Pierwszy krok, umówić sie na wizytę.

sobota, 15 października 2011

Allegro...

Na allegro wystawiam aukcje, które mają status Aukcji Charytatywnych, nadany przez Allegro.
Jest to dodatkowe źródło, które zasila moje subkonto w fundacji.
Może w kilku słowach napiszę, jak to działa...

Za wystawianie przedmiotów na takich aukcjach jestem zwolniona z prowizji (nie wszystko, ale podstawowe opłaty są anulowane). Dlatego opłaca mi się wystawiać wielokrotnie przedmioty choćby za 1 zł - inaczej prowizja przerosłaby dochody z aukcji.
Przedmioty na aukcję w większości pochodzą od różnych dobrych ludzi, którym nie jest obojętne dobro drugiego człowieka.
To może być wszystko - od rękodzieła (kolczyki, kartki, itp), poprzez przedmioty użytkowe, książki, bibeloty czy nietypowe rzeczy, a nawet gadżety reklamowe.
Poszukuję również jakiegoś pomysłu na tzw cegiełki... teraz mam tzw monety 1gr, które nazywam groszami szczęścia. Grosze to były moje pierwsze aukcje - od nich zaczynałam.

Pieniążki za zakupione przedmioty wpływają bezpośrednio na subkonto w fundacji.
Czasami niektórzy mają problem z czytaniem opisów, nie zwracają uwagi na to, że księgowanie tych wpłat trwa dość długo, nawet kilka tygodni więc wysyłka przedmiotu o ile nie otrzymam potwierdzenia wpłaty (skan, zrzut ekranu czy jakiś dowód, że pieniądze zostały wpłacone) może się bardzo opóźnić.
Wcześniej czasami wysyłałam gdy miałam większa ilość przesyłek drobne przedmioty, które nie były jeszcze opłacone - tzn ja nie widziałam dowodu i na subkoncie pieniądze nie były zaksięgowane... no i były sytuacje, gdy wpłaty nie dotarły a kontaktu z kupującym już żadnego nie udało mi się nawiązać. Dlatego teraz mimo, że może to być 5 zł plus wysyłka - nie wysyłam.

Aktualnie nie mam wielu przedmiotów na aukcjach, jeszcze kilka do wystawienia zostało i poszukuję nowych rzeczy.
Może u Was coś się znajdzie?
Za każdą rzecz będę bardzo wdzięczna.

piątek, 14 października 2011

Zaczynamy...

Nowy blog to nowy etap w leczeniu boreliozy...

Może jednak zacznę od kilku słów wprowadzenia - co było wcześniej ;)

Od wielu lat choruję na polineuropatię aksonalną, o podłożu autoimmunologicznym.
Przez ten czas chorobę próbowano zatrzymać sterydami, lekami immunosupresyjnymi co nie dało oczekiwanego efektu. Zanikały mi mięśnie, miałam coraz mniej sił, coraz większe problemy z poruszaniem. Ból towarzyszył mi każdego dnia, przez co psychicznie nie mogłam sobie poradzić z chorobą.
W pewnym momencie straciłam wzrok w lewym oku po pozagałkowym zapaleniu nerwu wzrokowego (taka diagnoza na wypisie ze szpitala), oprócz tego zaćma i jaskra posterydowa... Schorzeń nie ubywało, dochodziły kolejne objawy z różnych układów, kolejne badania, kolejne diagnozy...
Przez 10 lat niemal stawałam się coraz bardziej niepełnosprawna - bardzo trudno było pogodzić się z taka myślą, że przyjdzie moment gdy będę zależna zupełnie od drugiego człowieka...
W 2009 roku zupełnie przez przypadek została postawiona diagnoza NEUROBORELIOZA.
Do dzisiaj nie wiem czy to wyrok, czy nadzieja... ale mam szansę by leczyć przyczynę, a nie tylko objawy.
Swoją walkę opisywałam już na blogu - niestety przerwałam pisanie tak jak i leczenie.
W momencie gdy koszty przerosły możliwości finansowe mojej rodziny, brakło pieniążków na subkoncie Fundacji, której jestem podopieczną musiałam powiedzieć "pass".
Bez leczenia zasadniczego pozostaję już rok.
Przez ten czas żyłam nadzieją, że będe mogła wrócić gdy uzbieram środki, by znów stan subkonta nie zmusił mnie do poddania się. Ten czas nie jest zupełnie spisany na straty. Przyjmowałam różne suplementy wzmacniające, oczyszczające, podnoszące odporność itd... Jest tego sporo niestety.
Teraz nadszedł czas by wrócić do leczenia.
Objawy jakie mam od dłuższego czasu, tłumaczyłam zapaleniem stawów, nadwyrężeniem, przesileniem, zmianą pogody - w zależności co w danym momencie bardziej pasowało ... byle nie dopuścić do siebie myśli, że BORELKA znów zaatakowała.

Czekam na księgowanie kwot z 1% za subkoncie, by ocenić możliwości (miesięczny koszt kuracji to nawet 2000zł i więcej - zależy od zestawu leków).
Cały czas staram się wystawiać aukcje Charytatywne na Allegro - odnowiłam status konta, bo już minął rok od nadania.
Piszę i wysyłam apele (dlatego zbieram też znaczki i koperty do rozsyłania apeli).

Staram się działać, bo walka z chorobą jest bardzo trudna i kosztowna.
Ja mam dla kogo walczyć o każdy dzień ;)