środa, 7 listopada 2012

padł dysk...

Wczorajszy dzień był pełen stresów różnego typu...
Ale od początku zacznę - bo nikt nic nie zrozumie :)
Przedwczoraj mój komp zaczął się dziwnie zachowywać zaraz po włączeniu. Coś zablokowało avasta, potem zapora (firewal czy jakoś tak - nie znam się bo ja to raczej o szydełkowaniu mam pojęcie - kwestie kompa to strefa męża)... Mądra chciałam coś z tym zrobić, ale zaczęłam mieć kłopoty z systemem. Nie startował prawidłowo, potem coś się zawiesiło... gdy doszło do odzyskania systemu z ostatniego prawidłowego punktu - lipa, potem chciałam zrobić jak kiedyś już misiałam - do jakiegoś dnia z przeszłości - tez nic... Gdy powierzyłam mężowi komputer to już działy się cuda wianki - spędził przy nim sporo czasu próbując ratować ale niestety w nocy poinformował mnie, że chyba padł dysk.
Więc szybkie szukanie faktury - bo nie pamiętałam jak stoję z gwarancją i znów wściekłość mega mnie ogarnęła - nie mogę znaleźć tak ważnego w tym momencie papierka. Udało mi się uzyskać duplikat - ale co z tego jak omsknęło się dosłownie kilka dni!!!
Trzeba mieć mega szczęście by komp tak padł kilka dni po upłynięciu gwarancji. Powinnam się czuć wyróżniona?
Prawo serii u mnie działa jak zawsze - nie tak dawno telefon mi zaszwankował - dotyk nie działał, ot tak sobie i już... Wymienili i na razie ok, teraz komp... i modlę się by to był koniec.
Gdy w serwisie zdiagnozowali - (szybka podróż po małego do przedszkola, potem jazda do Płocka... wpadłam do mamy - moja pierwsza teściowa, złota kobieta by napić się herbaty bo zimno, mokro... dzieci chciały do babci) już po niespełna półtorej godzinie miałam telefon co i jak. No i mój mąż miał rację - dysk jest uszkodzony.
Pan mi zaproponował dwa rozwiązania - mniejsza pojemność ale szybszy - albo większy ale wolniejszy... Ja miałam 320, ale nie wykorzystywałam nigdy go w pełni więc wzięłam ten mniejszy (250 ale szybszy) bo większy - 500 pojemności był wolniejszy a ja i tak nie przechowuje filmów w kompie w dużej ilości. Nie ukrywałam, ze i cena grała dużą rolę... tak samo jak i czas. Na inny dysk musiałabym poczekać około 5 dni roboczych - te miał pod ręką i jeszcze tego samego dnia mogłam odebrac kompa.
Ustaliłam wszystko, i czekanie na kolejny telefon gdy już wszystko będzie ok...
Ok 16 miałam do odbioru naprawionego kompa - nowy system zainstalowany, sterowniki, to co wydawało się potrzebne - tak by móc z niego korzystać. Został przetestowany, sprawdzony... i na moje życzenie przedmuchany :) Oj mniej się grzeje, odczuwam różnicę jak wypadło z niego kawałek kota :P
Śmieję się oczywiście :))) ale faktycznie zapasy kurzu miał.

Od wczoraj siedzę i odzyskuję ulubione ustawienia, adresy... tylko te cholerne hasła... ech...
Nie mam worda, exela... co wyszło dopiero gdy chciałam otworzyć jakiś dokument.
Po maleńku dojde do ładu... najważniejsze, że działa i że mam możliwość kontrolowania aukcji allegro (bo akurat się sprzedało kilka przedmiotów), sprawdzenia slada fundacji, załatwienia czegoś... czy nawet wyszukania jakiś informacji.

W takich momentach dostrzega człowiek z całą przejrzystością, jak bardzo istotny jest komputer w naszym życiu. Dla mnie jest swoistym okienkiem na świat - na wsi nie mam dostępu do takich możliwości, nie mam kontaktu z ludźmi az takiego. No i nie tylko kwestie rozrywkowe - ja ciągle staram się coś szukać, działać... by nasze saldo na subkonie w Fundacji nie stało w miejscu.

Kacper od poniedziałku znów chodzi do przedszkola - kaszel u niego jest ostatnio bardzo częsty, ale juz rozpoznaję różnicę między tym co jest a infekcją, gdzie potrzebny pediatra. Teraz wziewy, inhalacje i czasem cos do ssania by nawilżyc i złagodziś śluzówki - to powinno wystarczyć, byle nie złapał czegoś nowego.

Werka czasem sprawia, że nerwy mi puszczają... nie jest łatwym dzieckiem i potrafi tak podnieść adrenalinę, że szok. JUż rozważałam nawet czy nie trzeba powrócić do nauczania w domu (ma indywidualne na terenie szkoły, trzy dni w tygodniu)... tylko nie mogę odebrać jej kontaktu z rówieśnikami. Musi nauczyć się żyć w grupie, bronic się i działać wspólnie... Dostała się do chóru - z czego jest strasznie dumna. W poniedziałek akademia 11-listopadowa... oj już przeżywa strasznie :) Z jednej strony pozytywny stresik... takie emocje bo występ przed szkołą, z drugiej przeżywa bo ciężko nauczyć się tekstó piosenek (muszę jej chyba ściągnąć te pieśni, może wtedy łatwiej zapamięta jak będzie słuchała... ale jak ja zniosę słuchania "Ułani, ułani.... " przez tyle czasu? bo nie mam mp3 czy czegoś takiego, żeby słuchawki i tylko ona ma przyjemność :D

Ja niestety walczę z astmą - nie jest łatwo szczególnie jak mi adrenalinę tak podnoszą, a nerwowa jestem z deka. Pogoda wietrzna bardzo źle wpływa na moje samopoczucie - bolą nogi i stawy jak zawsze, wilgotno i zimno - więc ja jak sopelek lodu czasami mimo bliskości rozpalonego kominka. Nie czuję się komfortowo i pewnie dlatego zrobiłam się drażliwa ogólnie, ale to minie.
Zmniejszenie dawek leków wziewnych nie udało sie wpełni - alvesco zmniejszyłam, ale atrovent biorę nadal 3x3 a czasami dodatkowo jeszcze gdy czuję się kiepsko i musze używać dodatkowego inhalatora. Fostex bez zmian - 2x1 bo to silny lek i tego więcej nie można a działa 12 godzin.

Uciekam do swoich obowiązków - między gotowaniem, praniem i sprzątaniem ustawiam kompa dalej.
Dzieci już odebrane więc więcej nie wychodzę z domu, ciepła herbatka - jak skończę kawkę pić :D, kocyk przy kominku czeka... tylko niech ktoś posprząta za mnie bo mam leniwca :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz