sobota, 5 listopada 2011

Listopad grypą przywitany...

Zaczęło się chorowanie, jak tylko Weronika poszła do szkoły. Już na początku września złapała wirusa, potem mały od niej.
W momencie gdy udało mi się wychwycić moment, że była zdrowa podałam szczepionkę doustną.
Teraz dla odmiany Kacperek się rozłożył, w noc poprzedzającą Wszystkich świętych.
Biedaczek całą noc zrywał się z płaczem, prężył nóżki, kręcił się i co zasnął znów to samo. Nie można było podać mu ani syropu od gorączki, ani do buzi Tantum Verde psikać bo zwracał zaraz.
Na pogotowiu Pani Doktor stwierdziła, że to jeszcze nie angina tylko wirusowe. U niego wirusówki ostatnio kończą się własnie anginą, zapaleniem ucha, a w najgorszym wypadku zapaleniem oskrzeli. Dlatego tak się obawiałam czy to tylko jakiś wirus.
W środę Weronika zaczęła się pokładać, a po szkole już była "gotowa".
Mnie złapało w czwartek po południu, myślałam że się wyliżę i zapobiegawczo łykałam duże dawki witaminek, jakiś środków p/grypowych... Niestety, przy antybiotykach nie udało mi się. Dzieciaki maja już tylko katar, Kacper kaszle jeszcze (jest tradycyjnie na inhalacjach), a ja leżałam cały dzień plackiem.
Od wielu lat nie gorączkowałam, jedynie jakieś liche 37,5... wczoraj aż się przestraszyłam, bo 39,6 to u mnie jakiś kosmos!!! Nie wiem czy coś się odblokowało, czy tak na antybiotykach jest czy ki diabeł, ale temperatura mnie bardzo osłabiła.
Jeszcze do tego straszny ból głowy mnie męczy. Nie wezmę na razie nic, bo wczoraj połknęłam sobie tableteczki... i bym odjechała.
Cefalgin - brałam już kiedyś i nic się nie działo. Wczoraj nie miałam nic innego pod ręką, wzięłam dwie i w kilka minut po połknięciu się zaczęła jazda. Najpierw swędzenie i kłucie śluzówek w buzi, potem oczy. Przekopałam szafkę z lekami i wzięłam wszystko co znalazłam p/alergicznego bo już świąd skóry mnie opanował. Wzięłam Zyrtec, Claritine, wypiłam diw tabletki wapna i po pół godziny kolejne dwie. Jeszcze znalazłam syrop dzieciaków Clemastinum, on tez ma takie działanie więc wzięłam max dawkę. Dużo by opowiadać, ale skończyło się zastrzykiem i potem tylko marzyłam by móc pójść spać.

Wczoraj był 4 listopad - dzień urodzin mojej córci. Niestety choroby pokrzyżowały nam troszkę plany, ale przyszła koleżanka do niej i się bawili. Dzień wcześniej upiekłam ciasta, bo myślałam że ktoś może będzie pamiętał i ją odwiedzi... ale niestety.
Dobrze, że dostała kilka kartek pocztą, z których bardzo się cieszyła (DZIĘKUJĘ DZIEWCZYNY!!!).

Dzisiaj na razie samopoczucie w miarę dobre, porównując z wczorajszym dniem. Głowa boli ale boję się wziąć coś ;) a paracetamol (sam jeden) nie działa na mnie niestety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz