czwartek, 20 października 2011

Ciężki poranek...

Oj dzisiaj to sobie rano musiałam dać czas na rozruszanie się...
Czułam każdy staw chyba, nawet te o których istnieniu nie pamiętałam ;)
Już było znośniej i bach... jak robot, który nienaoliwiony od dawna i lekko rdzewieje. Skrzypiałam, strzelałam :D
Jak tak dalej będzie, to wtedy gdy muszę wstać wcześniej będę musiała brać poprawkę przynajmniej półgodziny, żeby doprowadzić siebie do stanu używalności.
Teraz jakoś ruszam kończynami, ale leki rozluźniające, przeciwbólowe zaczęły działać - co czuję po przymuleniu. Nie odważyłabym się wsiąść za kierownicę w takim stanie.
W takich chwilach czuję się jakbym miała 3 x tyle lat co mam, więc nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie jak mogłaby wyglądać prawdziwa starość :/

Dopada mnie melancholia - raczej depresja nawet. Nie daję rady psychicznie z tym wszystkim. Już znam siebie na tyle, że wiem co nie co o tym co wpędza mnie najbardziej w takie stany. Kłopoty to jedno, ale choroba i ból, z którym trudno walczyć bardziej daje mi się we znaki. Jestem zła sama na siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz