Blog jest historią walki z neuroboreliozą. Od wielu lat borykam się z chorobami, leczenie to jak walka z wiatrakami... W 2009 roku wpadłam przypadkowo na hasło BORELIOZA i zaczęłam drążyć temat. Okazało się, że intuicja mnie nie zawiodła i tym razem.
środa, 14 grudnia 2011
Ach ... Weronika...
Dzisiaj dzień od rana od lekarza, do lekarza... w między czasie RTG...
Weronika w poniedziałek w szkole spadła z drzewa!!!
Skręciła nogę, ale było w miarę ok oprócz bólu co jest normalne przy skręceniu.
Wczoraj poszła do szkoły bo tylko dwie godziny lekcyjne, w jednej sali więc zawiozłam pod szkołę i odebrałam... tylko jakimś cudem inna dziewczynka skoczyła jej na tą stopę.
Tym razem spuchła stopa, palce... podobno bolało tak bardzo, że ruszyć stopą nie mogła.
Zaliczyliśmy chirurga, potem RTG i znów chirurg... całe szczęście to tylko mocne stłuczenie, jest krwiak wewnętrzny ale kości całe.
Wczoraj Weronika miała komisję w sprawie stopnia niepełnosprawności.
Czekam na decyzję i jestem pełna niepewności, czy po naszej myśli....
Wogóle ostatnio jestem jakaś przygnębiona, zdołowana i nawet słonko jak wychodzi to mnie drażni.
Strasznie ciężko mi ogarnąć wszystko, wykrzesać z siebie radość.
Czasami tak jak dzisiaj, wszystko wokoło mnie tak pochłania, że zapominam o sobie, lekach i rzeczach jakie miałam zaplanowane. Dzisiaj rano mąż podał mi leki z godz 5 jak wstał do pracy, ale o 7 juz zajęta szykowaniem dzieci do wyjścia, bo noga spuchnięta i boli... że zapomniałam. Wzięłam teraz, bagatela 4 godziny później.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz