poniedziałek, 14 maja 2012

Ostatnio trudno mi się zebrać do pisania.
Straciłam "napęd" i wiele czynności robię z automatu jakby, a to co ponad to czasami sprawia mi spory kłopot.

Weroniczka jest nadal w szpitalu - już ponad dwa miesiące i jeszcze troszkę...
Była w domu na przepustce w weekend majowy - tylko 2 maja byliśmy ją pokazać.
Nadal kłopoty z jedzeniem, choć nareszcie zaczęła przybierać na wadze.
Nadal ma obniżony nastrój, depresyjny, jest nerwowa, płaczliwa...
Teraz już do domu chce wracać, tęskni strasznie - nie dziwię jej się.
Mi również bardzo brakuje mego słonka... choć wymaga dużo uwagi, kontroli i czasami trzeba się mocno spinać by ją ogarnąć, ale już mam dosyć tych podróży do Józefowa, ciągłego wiszenia na telefonie gdy wieczorami usiłuję dodzwonić się do niej, pocieszania przez telefon itd...
Przez ten tydzień gdy była na przepustce na głowie stawałam by jadła, i miałam wrażenie że z kuchni wychodzę by posprzątać, zrobić pranie czy jechać po zakupy...

Ja sama z leczeniem chyba stanęłam w miejscu, czas na zmianę zestawu a może grzybek się rozszalał... bo gdy jestem cały dzień poza domem, w podróży to trudno trzymać ścisłą dietę i niestety grzeszki chyba się odbijają.
Mimo, że jem sporo to waga mi zleciała - i to chyba mięśnie gubię, bo zapasik tłuszczyku nadal pozostał ten sam. Ja nie mam ani obsesji na tym punkcie, nie stosuję diety, nie liczę kalorii.
Nie podoba mi się to prawdę mówiąc... tym bardziej, że sił mniej jakoś ostatnio.

W piątek nareszcie załatwiłam pilne sprawy - odebrałam nakrętki z Płocka.
Byłam i w ZSZ na ul. Ułańskiej, i w Akademii Przedszkolaka MAX na Kilińskiego.
Bardzo się cieszę, bo w sumie to ok 180l nakrętek przybyło w moim składziku.

Wiaderek również przybywa, doniczek, pudełeczek, pojemników, a nawet skrzynek po napojach,owocach.
Jeszcze troszkę będę musiała przenieść się na dwór, bo pod szopą miejsca braknie - z czego strasznie się cieszę bo to taki dobry przyrost.

Niby tyle wokoło się dzieje, ciągle coś i gdzieś... ciągle staram się coś załatwić, żyję jakby w biegu... to mam wrażenie jakiejś pustki, bezsensu... nie umiem tego określić. Są chwile, gdy łapię doła, nie mam siły walczyć dalej. Wiem niby, że to minie... ale tak trudno się ogarnąć.
Wiem też, że nie mam innego wyjścia - muszę załatwić tyle rzeczy.
Teraz jeszcze psycholog i alergolog dla Kacpra, po bilansie 4-latka mamy skierowanie.

Ech - podzielę się z kimś... Kto chętny i trzoszkę zabierze?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz