niedziela, 20 maja 2012

Kurczę...

Czasami już mam serdecznie dosyć wszystkiego. Jestem zmęczona i jakbym w kółko sie kręciła.
Nawet pisać mi się nie chce - bo ciągle o tym samym, że jest coś nie tak to nawet nie wypada.

Moje zdrowie zeszło na plan dalszy, Weronika jest najważniejsza i zaprząta mi głowę nieustannie.
Wczoraj byliśmy u niej, z jednej strony radość a z drugiej żal... że jeszcze nie do domu.
Dzięki pomocy dziewczyn - Aga i Maria ukłony w Waszą stronę - młoda dostała niespodzianki, które troszkę osuszyły jej łzy. Maskotki, gazety "dziewczyńskie", filofanki i mulina do zajęcia rąk w czasie nudy...
No i słodycze - choć muszę pochwalić córę, udało jej się tak słodyczami gospodarować, że w piątek zjadła ostatniego batona. Niestety problemy z jedzeniem znów się nasiliły.

Kacperek koniecznie chciał zabrać ja do domu, dostał w paczce z rzeczami dla Werki samochodziki i pochwalić się chciał, bo w podróż zabrał tylko dwa. On strasznie się cieszy z drobiazgów, choćby żołnierzyka, samochodziku, czy maskotki. Te co dostał do dzisiaj parkują w łóżku gdy zasypia, Scoobi go pilnuje w nocy razem z owieczką, którą dostał na urodziny od Kasi. Owieczka świeci po wciśnięciu łapki, więc nie boi się gdy obudzi się czy coś mu się śni.

Ja sama mam jakiś okres, o którym marzę by jak najszybciej się skończył.
Ogólnie zawsze starałam się być silna, nie poddawać się i mimo wszystko przeć do przodu, ale czasami nie mogę znaleźć sił na ten rajd przez życie.
Wiem, że muszę dać radę... nie mam innego wyjścia.
Podbudowują mnie sytuacje gdy na swojej drodze spotykam ludzi z otwartymi serduchami, którzy pomagają bezinteresownie.
Przez dwa tygodnie szukałam chętnych do pomocy w sprawie nakrętek. Traciłam nadzieję a sytuacja tak mnie psychicznie zmęczyła, że jeszcze chwila a bym darowała sobie.
Pisałam do ludzi, pisałam prośby i głucha cisza. Już nawet ustalone było, żeby je tylko przenieść do innej szkoły jakieś 3 km samochodem. Również cisza...
I nagle niczym taki promyk słońca w nocy - napisał dobry duszek, że pomoże.
Wspaniała osóbka - osóbka, he he he.... kawał chłopa można by powiedzieć :)
Człowiek nie dość, że dzwonił i umawiał się z osobami odpowiedzialnym w szkołach za zbiórki, by wszystko było dograne... to zainwestował swój czas, pojechał raz i drugi... i potem mnie zastrzelił informacją, że czekało na niego nie 6-7 worków, ale znacznie, znacznie więcej.
Zapakował swoje auto ile tylko mógł, bagażnik, tylne siedzenie... i jeden transport przewiózł...
Głupio mi się zrobiło i tyle.
Radocha, że jest ich znacznie więcej ale konsternacja... bo kłopot dla mojego pomocnika.
No i znów człowiek ten pokazał jak wielkie serducho w nim siedzi - siła jego argumentu nie jeden raz sprawiła, że nawet nie umiałam się jakoś tłumaczyć :)
Jeśli tylko będę mogła - napiszę więcej :)

Takich osób, które wspierają mnie jest więcej... Nie będe wymieniać teraz z imienia, bo pominę kogoś i mogę sprawić przykrość, albo ktoś chce pozostać anonimowy i nie mogę wymienić.
Choćby drobne rzeczy na aukcję, bileloty... Inna osóbka wspomoże witaminami czy suplementami.
Pomoc dla moich pociech w postaci ciuszków, zabawek czy słodyczy jest tak samo nieoceniona.
Każda forma jest bezcenna...
Nie odwdzięczę się za tą pomoc, słowa DZIĘKUJĘ wydają się za małe.

Dzięki takim Aniołom czasami człowiek podnosi się, choć już nie wie jak.
Nie można odpuścić sobie. Nie można poddać się...

Moja logika jest może nieco pokrętna, ale wiem, że muszę walczyć z sobą by Weronice zapewnić lepszy start, terapię i opiekę. Dla małego również, bo potrzebuje mojej obecności i miłości.
Żeby walczyć o dzieciaki, chyba nie mogę zapomnieć o sobie... Czy to egoizm z mojej strony???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz