poniedziałek, 23 grudnia 2013

Zmiany, zmiany, zmiany...

Nie pisałam tak długo bo kłopoty jakie mnie otaczały pochłaniały mnie dość mocno, zaprzątały moją głowę...
Samopoczucie tez różne jak to przy borelce - ta nasza przyjaciółka potrafi dać w kość.

No to chyba największy news - 6 grudnia otrzymałam rozwód. Czyli zaczynam porządkować swoje życie i startuję w nowy rok jakby od początku.
Z moimi szkrabami, które na początku jak wyprowadziliśmy się z domu mocno to przeżyły aktualnie mieszkamy w wynajętym mieszkanku. Tu odzyskały spokój i czują się dobrze, bezpiecznie. Lubimy tu wracać.
Jest taka przyjazna atmosfera samego mieszkanka.
Nie macie pojęcia jak cięzko samotnej matce wynająć coś...
Wercia jest pod stała opieką specjalisty - na lekach. Od wrzesnia już 1 klasa Gimnazjum. Nauczyciele przychodza do domu - tu czuje się komfortowo.
Na osiedlu znalazła sobie koleżankę - z Basią bardzo sie polubiły od pierwszych dni co mnie bardzo cieszy.
Kacperek - no cóż... jest pod opieką psychiatry. Ma rozpoznane ADHD i na lekach od kilku miesięcy. Teraz zmienione zostały bo jest bardzo nadruchliwy, koncentracja praktycznie zerowa. Po badaniach w PPP rozpocznie nauczanie indywidualne... i zobaczymy co dalej.
Wszystko wskazuje ze inteligencja jego jest naprawdę duża (odpowiednie testy które był w stanie zrobić przy takiej nadaktywnosci zaskoczyły nas). Tylko nie jest w stanie usiąść dłużej i popracowaćz książką, nosi go mówiąc potocznie.
Co gorsze to tym zachowaniem dezorganizuje zajęcia w klasie, inne dzieci nie mogą pracować. Przez swoje wybuchy agresji czy niepokoj, hałaśliwość... traci kolegów.
Teraz będzie miał dodatkową pomoc i nauczanie indywidualne więc moze zacznie korzystać i z nauki, i z kontaktów rówieśniczych...
Młody do tego ma kłopoty alergiczne  - pisałam o naszych przebojach wczesniej.
No i trafiliśmy do alergologa do CZD w Warszawie...
Na początku badania itd... a Pani doktor stwiersizła ze czytając jego kartę (zrobiłam ksero tego z przychodni by widziała ile chorował, jak leczony itd...) mozna by stwierdzić, ze dziecko jest astmatykiem... ale nie moze bez testów czy spirometrii.
Testy dopiero były 31 października i szok...
Wziewne - alergia na wszystko. Z drzew jedynie olcha wyszła słabo dodatnia.
Nawet sierść kozy, owcza wełna (no i posciel jaką zakupiłam musiałam wymienić... bo w wsadem z wełny kupiłam :/ złośliwość losu)... Paradoksalnie wyszła słaba alergia na kurz - mniejsza niz na wszelkie pyłki, grzyby, pleśnie...
Jedyne rozwiązanie - leczenie. Więc jedziemy na lekach p/astmatycznych, p/alergicznych itd... a te go troszkę pobudzają dodatkowo. Nawet do noska psikamy sterydem jak tylko mokro sie tam zaczyna robić.
Ma stwierdzoną astmę oskrzelową, alergię wziewną, atopię zapalną.
Ale jeden plus - ja znam dobrze objawy... wiem dobrze jak zaczyna się cos co ma mnie niepokoić... i mały tej jesieni był tak mocno chory raz - reszta jakoś ogarnęłiśmy inhalacjami, podstawowymi lekami.
Ja no cóż - domyślać  się łatwo, ze kłopotów było sporo... przejścia stresujące... więc i ze zdrowiem bywało różnie.
Od wiosny walczyłam z astmą - oj działo się i to bardzo ostro - dusiłi, ataki silne. Nie mogła mnie ustabilizować wogóle na lekach. Kilka wizyt na pogotowiu, jakiś zastrzyk po ktorym się poprawiało... oddech złapałam :)
Brałam juz takie dawki leków, ze zastanawiałam się co jest grane.
Skierowanie na oddział raz, drugi - tylko co z dziećmi zrobić?
Dlatego jakoś po maleńku, małymi kroczkami... udało się wyjść.
Nawet nie wiem czy przeprowadzka do miasta nie poprawiła tak bardzo, czy mieszkanko... no coś wpłynęło pozytywnie na mój stan zdrowia :)
Astma jest ustabilizowana i nawet przy grypie nie miałam napadów duszności.
Mięśnie znów zaczęły siadać - kupiłam orbiteka i ćwiczyłam zawzięcie... już nawet doszlam do 5 km dziennie (oczywiście nie na raz :D tylko tak kilka razy dziennie po troszeczku :D ale pracowałam nad tym bardzo intensywnie).
Teraz musze zaczynac od zera - bo nie miałam go pod ręka chyba ze 3 miesiące... i niestety 500 m i nogi mdleją.
Miałam uraz kolana - przeprost się zrobił, upadłam i skręciłam w stawie kolanowym... no dobra zwichnięcie stawu kolanowego coś tam, coś tam... dość długo mnie trzymało. Nadal boli jak za duzo pochodzę, zmiana pogody (ale wtedy to wszystko mnie boli, oj boli... :/ )
Stabilizator z szynami pomaga ale... pod spodnie nie wejdzie a na spodnie nie założe. Ta orteza jest bardzo obcisła, ma podtrzymywac ciasno... wiec albo dresy i to szerokie :D albo spódniczka. Hahahhaha - ciekawie to wygląda.
 Ale mało ważne - orteza zapobiega przeprostom kolana, tym samym dalszym urazom... i rzepka jest podtrzymywana przez co nie strzela ;)

To taki bardzo szybki skrót z miesięcy...
BYło bardzo ciężko. Zaczynałam od zera...
Wynajęłam mieszkanko bez mebli więc wszystko - od łyżeczki, talerza... na początku musiałam ogarniac podstawowe rzeczy pierwszej potrzeby.
Gdyby nie serdecznie ludzie nie byłoby mnie ani tu i teraz... ani w takim stanie i kondycji...
Jestem szczęśliwa bo mam to co mi do szczęścia potrzebne...
Mnie uszczęśliwiają bliscy ludzie nie przedmioty, rzeczy materialne...
Dla mnie ważniejsze jest BYĆ niz MIEĆ... choć wiem, ze żeby być, trzeba też mieć...





3 komentarze:

  1. Stęskniłam się za Wami :)
    Dobrze,że wróciłaś.Kasieńko życzę Ci wszystkiego co się szczęściem zwie.Obyście na Swojej drodze spotykali samych dobrych ludzi.Myślami i serduszkiem jestem z Wami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu. Nie poddawaj się. Jesteś naprawdę godna podziwu. w końcu wygrasz z losem jaki Cię spotkał.

    OdpowiedzUsuń
  3. trzymam kciuki i wysyłam dobre myśli - zobaczysz wszystko się uda! musi się udać!

    OdpowiedzUsuń