wtorek, 14 stycznia 2014

Nowy Rok trwa...

Nowy Rok juz mamy od dwóch tygodni....
Te święta były strasznie cieżkie - takie tam smutki.
Najważniejsze ze zdrowe. Kacpero tylko sie zakatarzył (co u niego nie jest dobrą sprawą bo momentalnie na oskrzela schodzi, ale mam juz we krwi natychmiastowe reagowanie na pierwsze objawy).
Pisałam juz, że Kacper ma kłopoty w szkole... juz w przedszkolu sprawiał kłopoty... a raczej lepiej pasuje określenie, ze on miał kłopoty...
Konsultacje lekarza pod którego opieką znajduje się juz od dłuższego czasu, zmiana leków... i w końcu kolejne badania w Poradni psychologiczno-pedagogiczej...
Mamy orzeczenie o potrzebie kształcenia indywidualnego (indywidualne obowiązkowe przygotowanie przedszkolne - czyli zerówka). Padły podejrzenia Zespołu Aspergera... będę ten temat drążyć.
ADHD u Weroniki na tym etapie to był pikuś...
Testy jakie miał, obserwacja itd... wykazały ze jego rtozwój intelektualny nie jest zaburzony. Wręcz inteligencja na wysokim poziomie, wiedza duża... tylko nadaktywność nie pozwala mu wykorzystac potencjału jaki ma ten pędziwiatr.
W kontakcie indywidualnym w poradni, podczas testów był bardzo nakręcony... i testy nie sprawiały mu problemu żadnego ale wysiedzenie kilku minut by narysować, odpowiadac na pytania.... to wyczyn.
Od przyszłego tygodnia Kacperek zacznie swoje indywidualne lekcje z Panią.
Mam nadzieję, że taka forma edukacji pozwoli mu uczyć się jak inne dzieci.
W grupie nie jest w stanie pracować, wszystko go rozprasza, drażni, denerwuje... grupa jest liczna i nauczycielka nie może pracowac tylko z nim, poświęcać mu więcej uwagi... co gorsza on dezorganizuje pracę innych dzieci.
Zobaczymy co po pół roku jakie zostało będzie. Jak Kacperek będzie sobie radził, jak przyswajał wiedzę, czy uda sie wreszcie zapanować nad jego hiperkinetycznym ciałkiem :D
Wczoraj gdy kurier przywiózł przesyłkę - przed niedzielą zamówiłam mu na allegro dres bo powyrastał mi ze wszystkiego... jak zobaczył to dziki szał :D
No wiecie - MORO... to jak żołnierze... chyba nie spodziewałam się takiej eksplozji radości. Warto było :)
Nie udało mi się uchwycić początkowej radości bo tylko rozmazane plamy wychodziły :D ale ....









poniedziałek, 23 grudnia 2013

Zmiany, zmiany, zmiany...

Nie pisałam tak długo bo kłopoty jakie mnie otaczały pochłaniały mnie dość mocno, zaprzątały moją głowę...
Samopoczucie tez różne jak to przy borelce - ta nasza przyjaciółka potrafi dać w kość.

No to chyba największy news - 6 grudnia otrzymałam rozwód. Czyli zaczynam porządkować swoje życie i startuję w nowy rok jakby od początku.
Z moimi szkrabami, które na początku jak wyprowadziliśmy się z domu mocno to przeżyły aktualnie mieszkamy w wynajętym mieszkanku. Tu odzyskały spokój i czują się dobrze, bezpiecznie. Lubimy tu wracać.
Jest taka przyjazna atmosfera samego mieszkanka.
Nie macie pojęcia jak cięzko samotnej matce wynająć coś...
Wercia jest pod stała opieką specjalisty - na lekach. Od wrzesnia już 1 klasa Gimnazjum. Nauczyciele przychodza do domu - tu czuje się komfortowo.
Na osiedlu znalazła sobie koleżankę - z Basią bardzo sie polubiły od pierwszych dni co mnie bardzo cieszy.
Kacperek - no cóż... jest pod opieką psychiatry. Ma rozpoznane ADHD i na lekach od kilku miesięcy. Teraz zmienione zostały bo jest bardzo nadruchliwy, koncentracja praktycznie zerowa. Po badaniach w PPP rozpocznie nauczanie indywidualne... i zobaczymy co dalej.
Wszystko wskazuje ze inteligencja jego jest naprawdę duża (odpowiednie testy które był w stanie zrobić przy takiej nadaktywnosci zaskoczyły nas). Tylko nie jest w stanie usiąść dłużej i popracowaćz książką, nosi go mówiąc potocznie.
Co gorsze to tym zachowaniem dezorganizuje zajęcia w klasie, inne dzieci nie mogą pracować. Przez swoje wybuchy agresji czy niepokoj, hałaśliwość... traci kolegów.
Teraz będzie miał dodatkową pomoc i nauczanie indywidualne więc moze zacznie korzystać i z nauki, i z kontaktów rówieśniczych...
Młody do tego ma kłopoty alergiczne  - pisałam o naszych przebojach wczesniej.
No i trafiliśmy do alergologa do CZD w Warszawie...
Na początku badania itd... a Pani doktor stwiersizła ze czytając jego kartę (zrobiłam ksero tego z przychodni by widziała ile chorował, jak leczony itd...) mozna by stwierdzić, ze dziecko jest astmatykiem... ale nie moze bez testów czy spirometrii.
Testy dopiero były 31 października i szok...
Wziewne - alergia na wszystko. Z drzew jedynie olcha wyszła słabo dodatnia.
Nawet sierść kozy, owcza wełna (no i posciel jaką zakupiłam musiałam wymienić... bo w wsadem z wełny kupiłam :/ złośliwość losu)... Paradoksalnie wyszła słaba alergia na kurz - mniejsza niz na wszelkie pyłki, grzyby, pleśnie...
Jedyne rozwiązanie - leczenie. Więc jedziemy na lekach p/astmatycznych, p/alergicznych itd... a te go troszkę pobudzają dodatkowo. Nawet do noska psikamy sterydem jak tylko mokro sie tam zaczyna robić.
Ma stwierdzoną astmę oskrzelową, alergię wziewną, atopię zapalną.
Ale jeden plus - ja znam dobrze objawy... wiem dobrze jak zaczyna się cos co ma mnie niepokoić... i mały tej jesieni był tak mocno chory raz - reszta jakoś ogarnęłiśmy inhalacjami, podstawowymi lekami.
Ja no cóż - domyślać  się łatwo, ze kłopotów było sporo... przejścia stresujące... więc i ze zdrowiem bywało różnie.
Od wiosny walczyłam z astmą - oj działo się i to bardzo ostro - dusiłi, ataki silne. Nie mogła mnie ustabilizować wogóle na lekach. Kilka wizyt na pogotowiu, jakiś zastrzyk po ktorym się poprawiało... oddech złapałam :)
Brałam juz takie dawki leków, ze zastanawiałam się co jest grane.
Skierowanie na oddział raz, drugi - tylko co z dziećmi zrobić?
Dlatego jakoś po maleńku, małymi kroczkami... udało się wyjść.
Nawet nie wiem czy przeprowadzka do miasta nie poprawiła tak bardzo, czy mieszkanko... no coś wpłynęło pozytywnie na mój stan zdrowia :)
Astma jest ustabilizowana i nawet przy grypie nie miałam napadów duszności.
Mięśnie znów zaczęły siadać - kupiłam orbiteka i ćwiczyłam zawzięcie... już nawet doszlam do 5 km dziennie (oczywiście nie na raz :D tylko tak kilka razy dziennie po troszeczku :D ale pracowałam nad tym bardzo intensywnie).
Teraz musze zaczynac od zera - bo nie miałam go pod ręka chyba ze 3 miesiące... i niestety 500 m i nogi mdleją.
Miałam uraz kolana - przeprost się zrobił, upadłam i skręciłam w stawie kolanowym... no dobra zwichnięcie stawu kolanowego coś tam, coś tam... dość długo mnie trzymało. Nadal boli jak za duzo pochodzę, zmiana pogody (ale wtedy to wszystko mnie boli, oj boli... :/ )
Stabilizator z szynami pomaga ale... pod spodnie nie wejdzie a na spodnie nie założe. Ta orteza jest bardzo obcisła, ma podtrzymywac ciasno... wiec albo dresy i to szerokie :D albo spódniczka. Hahahhaha - ciekawie to wygląda.
 Ale mało ważne - orteza zapobiega przeprostom kolana, tym samym dalszym urazom... i rzepka jest podtrzymywana przez co nie strzela ;)

To taki bardzo szybki skrót z miesięcy...
BYło bardzo ciężko. Zaczynałam od zera...
Wynajęłam mieszkanko bez mebli więc wszystko - od łyżeczki, talerza... na początku musiałam ogarniac podstawowe rzeczy pierwszej potrzeby.
Gdyby nie serdecznie ludzie nie byłoby mnie ani tu i teraz... ani w takim stanie i kondycji...
Jestem szczęśliwa bo mam to co mi do szczęścia potrzebne...
Mnie uszczęśliwiają bliscy ludzie nie przedmioty, rzeczy materialne...
Dla mnie ważniejsze jest BYĆ niz MIEĆ... choć wiem, ze żeby być, trzeba też mieć...





czwartek, 28 lutego 2013

W oczekiwaniu na wiosnę...

Ilość kłopotów jaka mnie ostatnio dopadła przytłoczyła mnie strasznie.
Nie wiem jak zakończą sie problemy o których myśle non stop... mam nadzieję że ten miesiąc... że marzec będzie juz spokojniejszy.
Od kilku tygodni praktycznie nie śpię, godzina, dwie... złapane w ciągu nocy i znów natłok myśłi.
Jestem zmęczona i potrzebuję porządnego zastrzyku energii...

Weronika prawie 3 tygodnie temu miała dziwną zmiane na szyi. Bardzo powiększone węzły chłonne mnie niepokoiły (mój pierwszy mąż miał coś takiego, objawy towarzyszące również podobne... dlatego moja panika była tak wielka, że paraliżował mnie strach o dziecko). Badania krwi nie były dobre. Poziom białych krwinek bardzo niski, przesunięcia w morfologii. Po kilku dniach zrobiłam ponownie badania już sama by sprawdzic co sie dzieje, czy cos sie zmienia... i dalej badania były złe.
W przychodni kazano nam czekać dwa tygodnie czy :jajo" się wchłonie. Nie chciałam czekać - sama dalej szukałam.... USG prywatne, wizyta u dobrego lekarza...
Niestety nie wykluczyło to podejrzenia czegoś złego, ale mnie doktor uspokoił. Poczułam się spokojniejsza bo przynajmniej facet wiedział o czym mówi, wyjaśnił co i jak...
Kolejne USG nam potwierdzi lub wykluczy (jeśli będzie konieczność, jakieś wątpliwości juz będą pobrane materiały do badań histopatologicznych).
WEronika nadal jest ospała, poci się w nocy. Ma stany podgorączkowe... ale może to osłabienie.
MOże to faktycznie jakis wirus był bo CRP miała niskie.
Jeszcze jeden dzień... jeszcze troszkę i albo nowa walka, albo rozwiązany kłopot i na to liczę.

Kacper od nowa się zaczyna dusić - tylko pogoda sie zmieniła i nasiliły się dolegliwości. Zwiększyłam dawkę Flixotide na noc i ... i poprawił się. Inhalujemy też z nebulizatora w takich dniach berodual.
Byle do 25 Marca... jeszcze niespełna miesiąc do wizyty w CZD u alergologa.

Niestety u małego EYE Q nie przynosi efektu. Jest bardzo nadpobudliwy, ma kłopoty z koncentracją. Paradoksalnie zapisów do naszego pana doktora nie ma do końca marca. Trudno - pojadę i będzie musiał przyjąć nas bez zapisu - Dzieciaki, ach dzieciak....

Szczerze mówiąc to chciałabym móc skupić się na tym, nie miec więcej zmartwień... ale niestety to nie jest możliwe.
Ciągle coś. Jak nie kłopoty z samochodem, to lodówka przestała chodzić ot tak sobie bez przyczyny niedzielnym popołudniem... a mój organizm odmawia posłuszeństwa.
Tym razem ponarzekałam solidnie. Niestety teraz nawet w domu muszę mieć przynajmniej jedną kulę, mam problemy w bardziej wyczerpujących czynnościach. Serducho mi osłabło i zmęczenie dopada.

Jest ciężki ten przełom wiosenny, jeden z gorszych jakie miałam. Czekam na pierwsze promienie ciepłego słonka... czekam na energię jaką przynosi wiosna.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Allegro... i moje zbieractwo :)

Mam chyba jakiś dziwny charakter...
Ostatnie dni były bardzo trudne dla mnie - choroba przysieszyła, daje czadu tak mocno, że musze wspierać się farmakologicznie w walce z bólem.
Niestety Tramal otumania, mam kłopoty ze spaniem... ale znów bez leków nie mogę sie podnieść, nie mogę chodzić... nie jest dobrze.
Zauważyłam, że bardzo osłabłam. Nogi przy chodzeniu drżą, gdy zbyt długo chodzę o kulach ręce są tak zmęczone, że mam kłopot by coś zrobić. Nawet dłuższe siedzenie zaczęło sprawiać kłopot - kręgosłup bardzo doskwiera - raczej mięśnie podtrzymujące go.

Wspomniałam na początku, ze jestem zakręcona... no bo tak jest.
Paradoksalnie właśnie w tych dniach gdy byłam bez sił, miałam kłopoty z samoobsługą nawet... zrobiłam więcej niż czasami gdy jestem "na chodzie".
Zawzięłam się w sobie, starałam pokonać się swoją bezsilność (nie lubię być bez użyteczna) i wystawiałam allegro.
Przez te kilka dni zrobiłam naprawdę dużo.
Dostałam paczkę z biżuteria od Pani Ewy M. Od ręki wystawiłam wszystko niemal. Później wyciągałam różności ze swojej przepastnej szafy. Tym sposobem niektóe rzeczy, które już kiedyś miałam na aukcjach pojawiły sie ponownie i tym razem maja chętnych :)
Dzisiaj dostałam przesyłke od Ewy K - gdy tylko uda mi się zrobić zdjęcia to równiez wystawię :)
Sama z siebie się śmieję, że wystawienie 150 aukcji w kilka dni potrzebowało mojego tąpnięcia w chorobie.
Moje aukcje allegro

Wszystkie przedmioty na aukcjach pochodzą od osób z wielkimi serduszkami, które podarowały to wszystko - wspomagając mnie w ten sposób.
Oczywiście cały czas przyjmuję różności na aukcje - może to byc dosłownie wszystko :)))

W między czasie otrzymałam paczkę z nakrętkami od Agnieszki A. z Warszawy. Jest to juz 3 duża paka wypełniona nakrętkami.
Pamiętajcie cały czas o wszelkich plastikowych nakrętkach, pokrywkach, pudełeczkach oraz płytach CD i DVD.
Teraz idzie powoli... ale cały czas przybywa. Małymi krokami... małymi do przodu.

Ludzi dobrej woli nie brakuje.


Pamiętajcie o mnie, o nas... przy rozliczeniach podatku za 2012 rok.
Podarujcie nam 1%.
Dla mnie i Weroniki ten procencik znaczy tak dużo - dla mnie szansa na leczenie, dla młodej terapia, pomoce naukowe czy wspomaganie.
Dzięki 1% z poprzedniego roku zakupiłam programy komputerowe polecane przez pedagogów dla dzieci z dysfunkcjami - dysleksja, dysortografia itd... Bez Waszej pomocy nie mogłabym zakupić takich pomocy - bo kilka sztuk uczyniło pokaźna sumę (300 zł prawie).

Czyli zbieram od darów na aukcje, nakrętek, pojemniczków, płyt CD i DVD a kończąc na 1% i wszelkiej innej pomocy :) Za wszystko jak zawsze dziękuję z całego serducha!


wtorek, 29 stycznia 2013

Znów boli...

Niestety ostatni czas nie jest dla mnie łaskawy.
Grypa żołądkowo-jelitowa mnie wymęczyła. Uzupełniłam minerały i takie tam... więc ogólny stan nie jest chyba tym spowodowany.
Wczoraj pojechałamdo miasta, żeby wysłać przesyłki z allegro (ufff sprzedałam książkę i łopatki :D z czego się strasznie cieszę bo zastój znów się robił), miałam zamiar odwiedzić lekarza by skonsultować czy ten kaszel i duszności to jeszcze długo mnie będą męczyć...
Niestety tylko zatankowałam auto i wyjeżdżając z CPN miałam tak niemiłą sytuację, że nie chciałam już tłuc sie po mieście.Nie w tych warunkach pogodowych, nie w takim stanie nerwów...
Po prostu taki niedorobiony bardzo młody kierowca uderzył w mój tył auta gdy czekałam na wolną drogę, by właczyć się do ruchu... wypchnął mnie z tego wyjazdu na połowę pasa. Nie byłoby tak dramatycznie gdyby nie ślizgawica i jadący TIR. MIałam wielkie szczęście, że miał gdzie omijać bo drugi pas był wolny.
Niby nic się nie stało, na aucie praktycznie rysy nie było... nie uderzyłam się nawet tylko mną szarpnęło mocno. Jednak głowa rozbolała i szyja po kilku godzinach. Dzisiaj tylko szyja tak boli znośnie... bo głowa ćmi ale to zmiana pogody daje popalić.
Niestety przyszła odwilź, jest duża zmiana co odczuwam już od wczoraj.
Nie mogłam spać bo ból nóg, mięśnie rwą, nie mogę wyprostować bo jakby żyłu były zbyt krótkie... nic nie pomaga ani masaż, smarowanie... nie mam jak pomóć sama sobie, a Tramal pomaga połowicznie i na krótko. Ręce sztywne jakieś bo i stawy palców, nadgarstka są jakieś mało elastyczne.
Jednym słowem choroba się znów na mnie uwzięła i mnie wyłącza z aktywnego życia. Co prawda moja aktywność i tak jest ograniczona... ale jednak mogłam zawieźć małego do przedszkola, poruszać sie po domu, zrobić zakupy... a dzisiaj znów jestem zamknięta w domu, młody ma przymusowe wolne bo nie ma jak dostarczyć go do przedszkola... a ja potrzebuję pomocy nawet przy wstawaniu.
To sobie ponarzekałam...
Może jeśli dam radę się skoncentrować na dłużej to przynajmniej wystawię jakieś nowe aukcje? Choc po lekach nie jest to łatwe (już widzę po tym co napisałam, że poprawiać naprawdę mam co... ).

Nie lubię takiej bezsilności i zależności od innych.

sobota, 12 stycznia 2013

Dość!!! Precz wszelkie bakterie, wirusy i wszelkie patogeny !!!

Jak wiecie zapewne co niektórzy, Kacperek jest chory juz dłuższy czas.
Przed świętami rozłożyło resztę domowników - czyli cała czwórka spędziła święta w domu.
W nocy z 1 na 2 stycznia Kacpi po raz kolejny zaczął gorączkować, wrócił bardzo męczący kaszel itd, itp...
Weronika rozłożyła się nim uszykowałam małego by jechać do lekarza... więc miałam dwójkę do pokazania.
Ja sama nie doszłam do siebie po świątecznej infekcji, która nie przebiegała bez komplikacji (z zapalenia oskrzeli mimo antybiotyku i zwiększonych inhalacji miałam podobno zapalenie płuc i na pogotowiu dostałam kolejny antybiotyk).
Gdy Lekarka zbadała dzieci u Kacpra stwierdziła, że to infekcja wirusowa plus nasilenie duszności spowodowane jego "prawdopodobną" astmą. Dostał kolejne leki by ułatwić mu oddychanie - tym razem już silniejsze i mamy używać na stałe przez dłuższy czas (pierwsze 7 dni 2x2 dawki Flixotide a teraz już 2x1 dawka i tak ciągnąć i obserwować). Do tego silniejszy antyalergiczny, Singulair oczywiście, Pulneo... i inhalacje z soli fizjologicznej kiedy tylko będzie chciał posiedzieć z maseczką.
Weronika miała typową grypę plus objawy wznowy choroby wrzodowej - zaostrzenie po lekach jakie dostała w święta. Więc silniejszy lek od żołądka, no-spa i przeciw grypowe.
Niestety już w czwartek Weronikę bolały uszy, potem spuchły węzły chłonne przy uszach... brzuch dalej bolał, ale to troszkę musi potrwać zanim minie.
Pojechałam do lekarza z nią, żeby ocenił te uszyska (potem miała by wymówkę, że mnie nie słyszy :D jak ją o coś proszę ;) a tak poważnie, ona ma częste zapalenia ucha, więc bałam się żeby ślad nie został.
Dostała antybiotyk niestety bo i gardło i uszy. Doktor wzięła pod uwagę zły stan jej żołądka i to co przepisała nie zrujnowało jej jeszcze bardziej tego brzucha.
Gdy juz się ucieszyłam, że Kacperkowi się poprawia a Weronika jest prawie zdrowa, przyszła noc...
Mały ok 2 zaczął marudzić, aż się ulało... Niestety do rana wymiotował co chwila, zasnął ok 5 na moment, ale obudziła go biegunka...
Płakał ze zmęczenia, bólu i bezsilności, bo nie miał już sił wymiotować.
Cały dzień zwracał na zmianę z biegunką. Pilnowałam tylko by pił choć wodę, zmuszałam co chwila choć pół łyżeczki, nawet sól fizjologiczną którą zawsze podkrada przy inhalacji gdy nie schowam albo zostaje w ampułce - nic nie chciał. Coca coli tez nie... Około południa zaczął gorączkować, i to momentami bardzo wysoko tylko wymioty nie pozwalały podać mu nic zbijającego, a czopka tez ie mogłam dać bo biegunka... Pozostały mi okłady i ewentualnie chłodna kąpiel
Wczoraj już wezwałam wizytę domową (mam popsuty samochód więc nie miałam jak jechać).
Pani Doktor bardzo dokładnie zbadała malca, i wypisała skierowanie na oddział. Tylko ostrzegała, że tam jest bardzo duzo dzieci więc nie wiadomo czy go przyjmą.
Mały po południu się ożywił, nawet chrupka zjadł takiego zwykłego, popił troszkę i nie zwracał... i nie odwadniał się bardziej a gorączka mimo, że rosła to juz nie do 40 a do 38 i nie podawałam nawet syropu na zbicie, jedynie biegunka dalej męczyła małego.
Widać było, że jakby krok do przodu... dlatego postanowiłam nie narażac go na dodatkowe wirusy szpitalne i zostliśmy w domu - gdyby tylko cos się działo zaraz bym jechała a mamy dosłownie 3 km może do szpitala.
Dzisiaj od rana Kacperek zwrócił niewiele, biegunka męczy dalej... ale się nie odwadnia, pije całkiem ładnie, nawet się dopomina jedzenia... choć nie zjada tak ochoczo. Najważniejsze, że zjadł biszkopta i został w brzuszku... chrupki, słone paluszki... jeszcze tylko od dołu trzeba zatkać :)

Niestety ja chyba nie doleczyłam infekcji tak na 100%, albo może coś zlapałam, czy przemęczenie daje w kość...
Mam spore kłopoty z oddychaniem, jestem osłabiona, mam zawroty głowy.
Czuję się naprawdę kiepsko i ratuję się inhalacjami (inhalator pracuje teraz tak często jak nigdy, bo z Kacprem na zmianę tylko zmieniamy nebulizator.
 Oto ja - wymęczona i zblazowana...

niedziela, 6 stycznia 2013

1%

Kolejny już raz proszę Was o pomoc - możecie to zrobić przekazując swój 1%.

W tym roku pierwszy raz zbieram go razem z Weroniką.
Ci którzy nas już troszkę znają, wiedzą że Wera ma duże kłopoty zdrowotne. Jest pod opieką wielu specjalistów, potrzebuje nie tylko leczenia ale również odpowiedniej terapii, wspomagania rozwoju.
Potrzebuje również odpowiedniej diety (choroba wrzodowa i kamica układu moczowego).
Jest nauczana indywidualnie ale nawet w tej kwestii potrzebuje dodatkowej pomocy - odpowiednie pomoce, programy edukacyjne czy pomoc specjalistyczna.
Ja sama choruję na neuroboreliozę. Oprócz tego - albo przez to... mam wiele innych schorzeń takich jak zaćma, jaskra, ślepota oka lewego, astma oskrzelowa aktualnie bardzo niestabilna i zaostrzona, zaburzenia równowagi, czucia. Krążenie jest bardzo słabe przez zwężenie żył i tętnic poniżej kolan.
Mam silną przeczulicę, przez co ból czasami wyłącza mnie z normalnego życia.
Moje leczenie to ogromne koszty (metoda niestandardowa wg Amerykańskich standardów ILADS to koszt sięgający nawet 2 tys miesięczne, a to wcale nie jest najniższa kwota). Oprócz leczenia potrzebuję rehabilitacji, zabiegów które nie tylko ulżą mi w bólu, ale nie pozwolą zaniknąć całkiem moim mięśniom.

Dlatego bardzo Was proszę, jeśli nie macie jeszcze wybranej osoby, której przekażecie swój 1% oddajcie go nam. Każdy grosz jest na wagę złota - a raczej na wagę zdrowia mojej córki i mojego.
Przekażcie tą informację swoim znajomym, może ktoś jeszcze przyłączy się do naszej walki o każdy dzień.

WASZ 1% DAJE NAM NADZIEJĘ NA PRZYSZŁOŚĆ...



poniedziałek, 24 grudnia 2012

czwartek, 20 grudnia 2012

tytuł... sama nie wiem

Ech... no to od tych mniej przyjemnych rzeczy zacznę.
Kacper chory nadal - tzn kaszel dusi go, musi brać berodual w inhalacjach i już zaczyna odkrztuszać nareszcie.
Po antybiotyku niestety juz kolejny raz ma takie powikłania.
Dodatkowo Pulmicort i mucosolvan oczywiście.
No i nie chodzi do przedszkola, bo gdy tylko zaczyna szaleć za bardzo to atak kaszlu aż do wymiotów.
Płacz, bieganie i zmiany temperatury... to zaraz duszność.

Weronika znów miała napad bólu  - ale jeden dzień i przeszło... pewnie znów się przesunął ten kamyczek albo sama juz nie wiem... nie chce pić dużo, i z nią jest tak ze nie przetłumaczy jej. Jak nie stanę i nie pilnuję to sama z siebie nie napije się, chyba ze ma duże pragnienie.

Ja sama staram się sprzątać, zrobić cos na święta... tylko czuje się dość kiepsko. No dobra - czuję się fatalnie. Nie wiem co się dzieje - jestm bardzo słaba, nogi mnie nie chcą nosić... trzęsą się jak galareta gdy dłużej stoję. Płakać mi się chce, krzyczeć... tylko do diaska to nic nie zmieni.

Piję zioła - koszty są mniejsze niż antybiotyków... a te rozwaliły mi wątrobę z deka i nie mogę teraz łykać ich.
Dostałam namiar na siostrę Bożenę Pieróg z Białej Niżnej... spróbuję choć troszkę podkurować się, by przez zimę całkiem nie rozłożyć się.
Zobaczymy czy to coś da... kilka osób się tymi ziółkami leczyło i chwaliło. Nie wiem jak będzie ze mną. Muszę jeszcze coś na wzmocnienie sobie zaaplikować - kurczę bo jestem jak stareńka babcia... ja tak nie chcę żyć.
Może jakiś MIkołaj się zlituje i przyniesie mi coś?
Ciii - Mikołaj istnieje!

wtorek, 11 grudnia 2012

Sprzątamy?

Porządki świątecznie już pełną parą... pewnie każdy odkurza, wyciąga z zakamarków... 
Może znajdziecie coś, co nie jest Wam już potrzebne? 
Przeczytane książki, do których wracać nie będziecie... 
Nieudane prezenty schowane w kącie... 
Bibeloty, które już nie pasują bo zmieniliście wystrój na święta :) 
Oj możliwości jest bardzo dużo - pamiętajcie o mnie przy porządkach i nie tylko :)

Ja ostatnie dni w porządkach niestety mistrzynią nie jestem - bardzo boli życie i nie pomagają tabsy jakie mam pod ręką (tramal i jego odmiany wszelakie, ketonal) chyba czas na zmianę środka.
Naprawdę czuję się źle - wczoraj nie wiem czy ja prowadziłam wózek na zakupy czy bardziej on mnie prowadził, ale nie mogłam się go puścić bo... bym zaliczyła chyba leżenie na ziemi.
Pogoda to jedno, ale choroba też swoje zaczyna wyprawiać i  staje się nieujarzmiona.

Ja to ja - wiadomo, ze choroba taka a nie inna, ze ma taki przebieg...

Teraz martwie sie o Kacpra - bo po antybiotyku ma znów zaostzenie. Kaszel nad ranem męczący, duszący go budzi. Jak już wstanie tylko czasami pokasłuje - ale chyba bardziej wysiłkowo. 
Znów do przedszkola nie poszedł bo drugi dzień męczy ten kaszel - dzisiaj pediatra bo moze pozostało cos na oskrzelach po infekcji? Może tylko tradycyjnie po silnym antybiotyku zaostzrenie astmatczne?
Ale nie ja jestem lekarzem - ja tylko jestem mamą, która obserwuje swoje dziecię :)
Tylko ile mam go trzymac w domu? On praktycznie do przedszkola nie chodzi teraz bo ciągle chory jest.

Werka ma bardzo trudny okres - w piątek wizyta u lekarza nas czaeka i mam nadzieję, że zaradzi coś na to co się z nią dzieje.
Przyznaję, że czasami brakuje mi cierpliwości.
Nie wytrzymuję nerwowo... gdy kilkanaście razy mówię do niej a ona jakby w innym świecie. Za którymś razem pytam czemu dalej nie zrobiła o coprosiłam - ona na to "Ale o co chodzi?"
To jej pytanie jest ostatnio jakims przekleństwem. Nie wiem czy ma jakiś regres, czy blokuje się, zamuka w sobie... ale gdyby ktoś w tej chwili spojrzał to normalne, zdrowe dziecko, bawi się z bratem...
Ciężko mi to ogarnąć, i czasami samej ciężko zaakceptować do końca, że jest taka inna, tak cięzko za nią trafić... ech, gimnastyka umysłu.